Die Bücher sind teuer und nehmen zu viel Platz ein, man muss sie irgendwohin stecken. Wozu also jemandem ein Eco-Print-Handbuch, wenn er gar nicht weiss, ob es ihn die Technik überhaupt interessiert. Man soll das zuerst ausprobieren. Wie soll man aber es ohne des teuren Handbuchs machen?
Szukałam wiedzy praktycznej długo i bez skutku. Postanowiłam więc zadziałać metodą prób i błędów.
Ich suchte nach den praktischen Hinweisen lange und erfolglos. Ich entschied mich also für die Versuch-Irrtum-Methode.
To był impuls! Popełniłam wszystkie możliwe błędy. Po pierwsze wzięłam cieniutki len, na którym to zrobić najtrudniej, w dodatku 140 x 140 cm - kolos. Po drugie: nawet go nie uprałam z impregnatu, nie mówiąc o bejcowaniu. Nie spsikałam niczym. Zwinęłam na sucho. Mało tego - wrzuciłam ten baleron prosto do gara z roztworem ałunu (!) i siarczanu miedzi i gotowałam z godzinę - niedopuszczalne!
Es war ein Impuls! Ich habe alle möglichen Fehler begangen. Erstens: ich habe einen dünnen Leinen genommen - das schwierigste Material, und 140 x 140 cm dazu. Zweitens: ich habe das (neue, impregnierte) Gewebe sogar nicht gewaschen, vom Beizen ganz zu schweigen. Mehr noch: ich habe den "Rollschinken" direkt in den Topf mit Alaun-(!) und Kupfersulfatlösung eingelegt und die ganze Stunde gekocht - unzulässig!
I wtedy stał się cud - znalazłam niemiecki blog - Siebensachen zum Selbermachen, na którym choć troszkę było o tym, jaka w eco princie powinna być kolej rzeczy. Zatem następnego dnia na wszelki wypadek pogotowałam z godzinkę na parze.
Und dann hat sich ein Wunder vollbracht - ich habe einen deutschen Blog gefunden - Siebensachen zum Selbermachen, wo ich endlich etwas Wissen, wie man ungefähr der Reihe nach handeln soll. Am nächsten Tag habe ich also für alle Fälle meinen "Rollschinken" eine Stunde gedämpft.
Włożyłam "baleron" w foliową torbę i przestałam się nim interesować na dobre pięć dni, po czym sobie przypomniałam.
Den "Rollschinken" habe ich in ein Plastikbeutel gelegt und für fünf Tage vergessen. Dann habe ich mich daran erinnert.
Rozwinęłam i już mi się podobało.
Ich rollte es ab und es gefiel mi ganz gut.
Oczyściłam z roślinności i przyznam, że nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze.
Die Pflanzen habe ich weggeworfen und ich gebe zu, ich hoffte nicht, das es so hübsch aussehen wird.
Bogatsza o wiedzę z Siebensach zum Selbermachen powisiłam na 24 godziny na balkonie, żeby się utleniło.
Nach der Lektüre des Blogs Siebensachen zum Selbermachen viel klüger habe ich das Gewebe auf dem Balkon zum Oxidieren aufgehängt.
A potem przeprasowałam gorącym żelazkiem.
Dann habe ich es heiß gebügelt.
Po dwóch dniach płukanie, suszenie, prasowanie i... tadadadam!
Nach zwei Tagen habe ich es gespült, getrocknet, gebügelt und... Tadadadam!
Mój pierwszy "pomylony" EcoPrint a raczej ekoplam!
Mein erster "geirrter" EcoPrint oder eher EcoFleck!
Es scheint, als würde der Herbst sich mit den fallenden Blättern in dem Stoff verewigen wollen, wirklich schön.
OdpowiedzUsuńBei India Flint findest du auch herrliche Bilder und Anregungen zum eco print (ihr Buch ist übrigen absolut empfehlenswert).
LG, Birgit
Danke schön! Eben das Buch von India Flint wollte ich nicht gleich kaufen - es ist teuer (mit Porto ist für uns jedes fremdsprachige Buch schrecklich teuer) und ich lese Englich nur mit Anstrengung. Ich überlege aber, ob ich das neue deutsche Buch zum Thema kaufen soll. Mit Porto wird es aber fast zweimal so viel kosten. Dazu habe ich wegen meiner Arbeit so viel Bücher, daß ich immer weniger Platz für die neuen habe :-(
UsuńLG
Das ist ja eine ganz ausgefallene Sache! Toll gemacht.
OdpowiedzUsuńDanke, danek, danke schön!
UsuńLG
sieht prachtvoll aus. Das nächste Tuch wird dann vollkommener- bestimmt!
OdpowiedzUsuńVielen Dank! Na, wir werden sehen, was aus den nächsten "Rollschinken" springt!
UsuńLG
To ma być pierwsze podejście ??? Naprawdę cudny efekt!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nie dość, że pierwsze, to jeszcze jak cudnie spierniczone!
UsuńDurchaus sehr gelungen.... dafür dass du soviel"falsch" gemacht hast;-) Mir gefällt es gut!
OdpowiedzUsuńIch meine, dass mir das "Glück des ersten Mals" geholfen hat :-)
UsuńLG
Nie wiem co to jest ale fajnie się odbiło ;) !!!!Pozdrawiam serdecznie!!!!
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńNo świetnie Ci to wyszło, jak widać nie trzeba od razu eukaliptusów i innych australijskich cudów. To chyba w sumie nie jest aż tak piekielnie trudne, choć tak jak Ty nie bardzo byłam w stanie znaleźć jakieś sensowne informacje wiec sam pomysł mi się z głowy ulotnił. Nazwa Ekoplam bardzo mi się podoba :))) Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy, bo wychodzi Ci szalenie obiecująco. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa którymś z ostatnich zdjęć widać, że już kolejnych pięć "baleronów" dojrzewa. Tym razem działałam mniej więcej po kolei, chwytając to, co tam jeszcze żywego na drzewach i pod nimi było. I nie zdziwię się, jeśli działanie według reguł wcale lepszych rezultatów nie da :-)))
UsuńAle masz pomysły... Rewelacja :)) Ja bym nigdy nie powiedziała, że to robił ktoś niewprawiony, tylko pomyślałabym, że tak ma być. I tego się trzymaj :))
OdpowiedzUsuńTrzymam się! Tak być musiało - znaczy: plamy - jeśli włożyłam to do gara i ugotowałam we wodzie, więc się za wiele nie spodziewałam. I dalej też nie spodziewam się za wiele. Eksperyment, nawet wielokrotnie powtórzony, wychodzi taniej niż książka. A realnej wiedzy z tego znacznie więcej :-)
UsuńEkoplam ! Tak opatentuj tą nazwę. :-)))
OdpowiedzUsuńBardzo fajny efekt, też byłabym zadowolona. Zrozumiałam, że cały czas obrabiałaś tę samą porcję tkaniny. Można coś powiedzieć o trwałości 'nadrukowanych' plam ? Tzn. nie o tej Twojej konkretnej, ale ogólnie.
Nie wiem, co to będzie. Ta dziewczyna z bloga pisała, że India Flint pisała, że płowieją, ale płowieją też i chemiczne, i fabryczne, ale lepiej nie używać do prania ostrej chemii. Myślałam, że w tym ostatnim etapie, czyli płukaniu po odleżeniu od wyprasowania, całkiem mi to wszystko spłynie, bo woda była ciemnobrązowa i z pięć razy płukałam do czysta, do ostatniego płukania dodałam kapkę octu (zgodnie ze wskazówkami). Ale okazało się, że jednak cosik zostało, tylko lekko zmieniło kolor. Listki były przed płukaniem bardziej różowo-zielone, po płukaniu są bardziej szare. Zobaczymy! Te zielone plamki po całości to aksamitki od Ciebie!
UsuńJasne, że część z czasem się odbarwia i te 'sztuczne' też, więc ja z tego problemu nie robię. Ot ciekawość, czy to nie zejdzie. Plamy z trawy, jak chcesz usunąć, to ni diabła, prawda ?
UsuńZielone powiadasz ? Osobiście to ja widzę je nieco rudo pomarańczowe, te z lewej strony, na ostatnim zdjęciu. :-)
Tak sobie jeszcze myślę o tym aksamitkowym farbowaniu, pisałaś o ałunie 16%, mój był 20%. Może to niewiele, ale w przypadku Twojej wody by dało różnicę ? Chociaż trochę.
A widzisz, każdy kolory widzi inaczej, mnie się te plamki wydawały zielonkawe, ale w istocie, mają w sobie coś żółtego, to nie jest zieleń zielona.
UsuńW przepisie był 16%, to zrobiłam 16%. Ja na razie nie widzę innej możliwości niż to żelazo we wodzie, bo: aksamitki super, kolej rzeczy jak w opisie. Ktoś gdzieś pisał, że barwił tymi łodyżkami z aksamitek i to daje zielony, a Sabine ufarbowała ostatnio na bardzo ładny szarawo zielony łodygami z dalii, ale tego było w tych aksamitkach za mało, żeby dać taki efekt. Wątpię, czy gdyby było więcej ałunu, to byłoby bardziej pomarańczowo, bo - zara pokażę, tylko sie trochę nie wyrabiam - zrobiłam powtórkę z czarnego bzu, z takim skutkiem, że im więcej ałunu, tym bardziej niebieski, a podobnie na bez działa żelazo, pono od żelaza niebieszczeje. Kto to wie, dlaczego tak wyszło, na razie innego wytłumaczenia nie znalazłam. Ale marrocanmint miała rację, to idealny kolor do śliwki, one pięknie razem wyglądają.
Dobra nie będzie wierszem, bo musiałam od razu wgryzać się w temat głębiej. Możesz użyć liści kapusty lub cebuli czerwonej. Doczytałam się, że czas leżakowania kokonika ma znaczenie- nawet trzy tygodnie. Eukaliptus jest do zdobycia na giełdach kwiatowych i daje piękne czerwienie, oranże.
OdpowiedzUsuńTen blog zapewne wciągnie Ciebie
http://beatajarmolowska.blogspot.com/2013/05/eco-printing-pierwsze-podejscie.html
Normalnie zaczarowałaś mnie barwieniem eco. Świetny efekt uzyskałaś i lecę buszować dalej po internecie.
Małgoś
Buszuj pani, bo zajrzałam, a tam powitało mnie zupełnie co innego niż półtora roku temu, kiedy po przejrzeniu paru stron od razu ten barok, a raczej wczesno-późne, nadymane rokokoko wykopało mnie aż do dziś. Tam jest teraz nadal barok, ale zupełnie inny, soczysty, kipiący, zmienny, taki do zjedzenia i wylizania, wywąchania, wymacania... Zaraz se podepnę do listy. Korzyść też taka, że stamdąd wpadłam na inny blog częściowo w tej sprawie i... opuściły mnie wszystkie kompleksy. O matko i córko, jak to się ludziom może we łbach poje... na punkcie własnych artystowskich dokonań!
UsuńŚwietne! Musisz mieć dar, skoro po popełnieniu wszystkich możliwych błędów materia wygląda tak efektownie.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Mam dar! Dar psucia materii! Zmiany jej stanu skupienia lub wybarwienia i wkładania jej z powrotem do kartonu albo komody! Już sama do siebie nie mam siły! Ale coś mnie do tego pcha!
UsuńWenn "falsch" schon so toll aussieht, will man gar nicht wissen wie "richtig" geht. Bin auf den nächsten "Rollschinken" schon gespannt.
OdpowiedzUsuńLG Ursula
Es kann sich erweisen, daß "richtig" nicht so richtig wird. Mir juckt es in den Fingern, schon die nächsten "Rollschinken" abzurollen :-)
UsuńLG
Nakombinowałaś ale jaki efekt. Bardzo mi się podoba Twój Ekoplam i nawet nazwa mile brzmi, hihi. Próbuj dalej Aldonko bo myślę, że ciąg dalszy będzie. A wiesz, ze całkiem fajny szalik by był:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Dzięki! Myślisz, że to by się na szalik nadało? To cienki lenek!
UsuńNa lato lub wiosnę byłby jak znalazł. Sama zamówiłabym jeden. Teraz liście mają tak cudne barwy, szukaj sposobu na utrwalenie tych kolorów. Może inny materiał lepiej by przyjął kolor roślinek. Próbuj jeszcze Aldonko. Chcę na wiosnę taki szalik:)
UsuńZamiast czytać książkę, wytężam ślepka przed monitorem i nie mogę przestać. Parę wskazówek o farbowaniu eco jest na blogu angielskim, o tym
OdpowiedzUsuńhttp://terriekwong.blogspot.com/search/label/eco%20print
A na allegro można kupić sadzonki eukaliptusa, w kwiaciarniach dokładają liście do bukietów, już miałam je w domu, ale nie doceniłam ich wartości. Kurcze mam prawdziwy zawrót głowy. Twoje pasje i eksperymenty są zaraźliwe!!!
Małgoś
Ślipkuj kobito, ślipkuj, pikne rzeczy wyślipkowujesz, ta dziewczyna cuda wyczynia i w dodatku widać, że wie, co robi, nie działa na czuja (jak jełop ja).
UsuńMoże to i zaraza, ale jaka twórcza!
Sieht ja toll aus. Ich habe die Rolle in einen Topf über Dampf gemacht, geht schneller. Jedenfalls werde ich mich damit im nächsten Jahr auch mehr beschäftigen.
OdpowiedzUsuńLG Sheepy
Die nächsten Rollen habe ich auch gedämpft.
UsuńJa, das nimmt mich sehr in Beschlag, obwohl ich letztens müde bin. Zum Glück gibt es bei uns keine Blätter mehr :-)
LG
Świetnie wyszło.
OdpowiedzUsuńJa też jesiennie, wyczyniałam dzikim bzem. Ale potraktowałam go najpierw brutalnie po prostu gorącym żelazkiem, bo mi wcześniejsze gotowania na parze dały bardzo obrzydliwy kolor. Nie widziałam, że żelastwo niebieści, a co w takim razie wyciąga czerwień? Wymyśliłam też, że jak zawinę w bandaż, to nie będę miała shiborowych niteczek i trzeba przyznać, że wypaliło. Jednak bluzce chcę dać trochę podmalówek, dlatego jeszcze nie upubliczniłam.
Fajnie, że się dzielisz swoimi doświadczeniami. Jeśli chodzi o blog B.J to mam takie same zdanie. Bardzo dużo na blogach rękodzielniczych, towarzystw wzajemnej adoracji.
Pozdrawiam.
Żelastwo niebieści bez, a nie niebieści w ogóle, i w dodatku to też nie jest informacja do końca sprawdzona, więc nie należy jej traktować jak wiedzy objawionej. Zwłaszcza przy podejrzeniu, że u mnie woda w kranie jest "żelazna".
UsuńBardzom ciekawa tej bluzki bzowej.
Na tym blogu j.w. to się nawet fajnie zrobiło, zastanawia mnie tylko coś, co się zamiast rokoko-zadęcia pojawiło: na poczatku maja metodą prób i błędów zrobiłyśmy swój pierwszy ekoprint, a już 10 sierpnia prowadziłyśmy warsztaty z ekoprintingu - cóż za tempo w zostawaniu guru! To rozumiem, że ja powinnam zacząć czynić kursy w okolicach początku lutego - z ekoprintingu właśnie, bo przędzenia to powinnam nauczać już od Bóg wie kiedy. Ja rozumiem, że człowiek ma chęć dzielić się wiedzą z innymi, tylko dlaczego w takich okolicznościach za pieniądze. Może najpierw czegoś by się trzeba porządnie nauczyć, u kogoś mądrzejszego egazmin jakiś zdać albo co. To zjawisko ostatnio powszechne we wszystkich dziedzinach: jeszcze zanim sie nauczyłam 2% tego, co mozna wiedzieć w sprawie, już wezmę pieniądze za nauczanie tego, czego sama nie umiem. No i zjawisko numer dwa: w danej dziedzinie zostałam artystką zanim jeszcze posiadłam jakąkolwiek rzemieślniczą umiejętność, bo ja jestem taka zdolna, że żeby być malarką nie muszę umieć rysować, bo za dużo wysiłku trzeba by w to włożyć. No i chodzą takie "artystki" po świecie... I niektórzy im nawet wierzą, jak w to, że M. Gessler umie gotować.
A koterie to mi w ogóle nie przeszkadzają :-) Nawet lubię :-)
Ale która M. Gessler? :) Ja tam zawsze je mylę, a dla jednej z nich moje pomyłki są krzywdzące :)
UsuńO Magdzie myślałam, nie Marcie. Jeśli ktoś proponuje biszkopt w którym jest pół tony masła itp. rzeczy, to powinien sie trzy razy zastanowić. A Kuchenne rewolucje to już dokładnie pokazały, że ta pani na co dzień nie gotuje, bo kompromitacja za kompromitacją. Czy pani Marta umie gotować, nie wiem.
UsuńHm... pierwszy raz słyszę o takiej technice. A co będzie z tego kawałka lnu? Ładna prosta sukienka? Bo właściwie to chyba dobry wzór na sukienkę. I do tego ceramiczne duże korale w podobnych barwach...
OdpowiedzUsuńP.S. Te bukowe liście dały bardzo ładny efekt!
Nie wiem, co z tego będzie.
UsuńCały wczorajszy wieczór pochłaniałam Twojego bloga. Farbowanie i ekoprinty. Jesteś niesamowita. Patrząc na jesienny świat chciałabym spróbować tej tajemnej sztuki, jesteś moim guru w tej dziedzinie. Bedę Cie dalej mocno podgladać i podziwiać:))
OdpowiedzUsuń