sobota, 8 września 2012

Do czego nadaje się przekręcony singiel?

Na fali kończenia zaczętych robótek powstała bluzka, którą na początku czerwca rzuciłam w kąt. Potem jeszcze dwukrotnie do niej wracałam. Dziś już koniec. W ten sposób etapami powstał ten oto produkt jednorazowego użytku (do zdjęcia):


Przepraszam uprzejmie, że zdjęcie bez głowy, ale głowa nadal nie nadaje się do publikacji. Postawa również ma swoje znaczenie, bo - z grubsza rzecz ujmując - diabli mnie brali.
W pozycji na baczność rzecz wyglądała tak oto:


Rzecz powstała z 24 deko własnoręcznie dość dawno temu uprzędzionego (czytaj: przekręconego) singla z kid mohairu w fasonie mi dobrze znanym (nie pierwszy to raz - zrobiłam już taką jedną z "Pure silk" Debbie Bliss i po pierwszym praniu z rozmiaru 36 nabrała rozmiaru 48, a piękny kolor khaki w Perwoolu puszczał na bordowo, tracąc wiele ze swego pierwotnego uroku - tyle o pewnej marce z wysokiej półki i produkcie farbowanym we Włoszech, mam go niestety jeszcze z kilogram w różnych kolorach) i z wzorkiem zdradliwym, niemniej lubianym.


I tak jak na organizmie w pierwszym momencie mizeria tego "dzieła" nie rzuca się w oczy aż tak dotkliwie, to już na wieszaku i z bliska owszem.

W szczególności:

Żeby nie było, że z jakiejś totalnie przekręconej tragedii robiłam, o nie. Zostało mi jeszcze 20 deko tego dobra, które owszem było stabilizowane, ale bez przesady - po prostu uprałam, przewiesiłam przez sznurek i obciążyłam litrową butelką płynu. Nie nazbyt więc nici były przekręcone.


Nie skręcały się też przy dzierganiu. Wszystko było właściwie do przyjęcia do momentu, kiedy nie uprałam rękawów. Od czasów, kiedy dziergałam zarobkowo i można by rzecz półprofesjonalnie, nie bardzo lubię wykańczać dzianinę. Dzielę więc sobie to zadanie na etapy. Robię tył i przód, piorę, jeśli jest bezwzględna potrzeba - napinam, zszywam, dorabiam plisy itp. Potem robię rękawy, piorę, zszywam, wszywam, koniec. W tym wypadku rękawy nabrały po praniu kształtu tak dziwacznego, że zdębiałam. Nie, nie, nie dało się ich napiąć tak, żeby wróciły do formy sprzed prania, ale długość była na obydwu brzegach taka sama, główki pasowały długością do podkrojów w korpusiku. Efekty - jak widać!
Przypadek numer dwa, na razie bez ilustracji, dotyczy tkania. Bez ilustracji dlatego, że wpadłam w histerię, a w dodatku się pokaleczyłam, nie pomyślałam więc o dokumentowaniu.
Postanowiłam wczoraj osnuć sobie ramkę na kolejny szaliczek. Poinformowana swego czasu, że single mocno skręcone na wysokich przełożeniach kołowrotka nadają się na osnowę, świadomie przekręciłam singla (na niskim wprawdzie przełożeniu, więc ostrożnie) i rozpoczęłam działalność. Ludzie, co ja przeżyłam! Kiedy zaczęłam głośno wyć z wściekłości, na pomoc przybiegło kochanie moje (i pies, niestety), ale i cztery ręce to mało w takiej sytuacji. Stanowczo, bardzo stanowczo odradzam używania przekręconych singli w charakterze osnowy. Na razie ze względu na własne nerwy. Osnułam, a ściślej osnuliśmy tę ramkę w końcu - nie, nie poddałam się mimo odniesionych obrażeń. Spróbuję utkać ten szalik, zobaczę, może z jakichś innych względów przekręcony singiel jako osnowę też powinnam odradzić. Z tego drugiego doświadczenia wynikło jednak coś dobrego, a nawet bardzo dobrego. Kochanie moje pod wpływem tego, co miało okazję oglądać (i z czym miało okazję się własnoręcznie szarpać), rzekło: "Słuchaj, zamów to krosno od Kromskich. Ze stojakiem i czym tam jeszcze trzeba". Na tyle nagłej łaski nie byłam gotowa, przytłoczyło mnie z początku, ale dziś już jestem gotowa przyjąć ten dar, bo ranki przy pazurach po tym osnuwaniu trochę mnie bolą.
Moja odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi zatem: przekręcony singiel nadaje się wyłącznie do skręcenia z drugim singlem albo z kilkoma przekręconymi bądź nieprzekręconymi singlami albo do skręcenia w navajo. I to z wyczuciem, żeby odpowiednio dużo naprężenia z nitki zdjąć. I koniec. I nic nie pomoże. Ani samo obciążanie motków, ani gotowanie, a później obciążanie (to też trenowałam, metodą chantimanou), podejrzewam (bo nie sprawdzałam), że wałki i inne cuda-wianki też dają tyle samo. Niteczka pięknie i równo wygląda w moteczku, grzecznie się zachowuje w robocie i staje dęba po zamoczeniu. Mam zatem w domu kompletnie niepotrzebne gadżety - szybkie i ekstraszybkie kółeczko do Fantazji (nadal korzystam tylko z dwóch podstawowych przełożeń - 5 i 8:1). No, można oczywiście na wysokich przełożeniach sprząść nitkę z trzech supercienkich owczych włosków, a potem uprać i napiąć tak, że będzie prościutka jak drut i da się z niej wydziergać coś jak mgła albo pajęczyna. Tylko co dalej? No, może haftować... Tego nie próbowałam robić własnoręcznie sprzędzionymi nićmi. Może spróbuję. Do czegoś przecież tych kółek muszę użyć, skoro już je mam.

19 komentarzy:

  1. Bardzo pouczający post.Chociaż ten sweterek na ludziu jest świetny!No i nie ma tego złego ,co by na dobre nie wyszło. Właśnie widziałam na stronie u Kromskich Twój przyszły nowy nabytek:) Świetna sprawa i co ważne zajmuje mało miejsca. Szkoda,że ceny nie zauważyłam:) I kupuj go szybciutko,żeby Twoje Kochanie się nie rozmyśliło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbuję stworzyć krótkie zestawienie tego, co byłoby mi na początek z tych dodatków potrzebne i katastrofa. Myślałam, że się trochę pouczę na tej ramce, pojęcia nabiorę i ewentualnie potem pomyślę o zakupie, kiedy będę wiedzieć, co i jak. A tu tyle szczęścia na raz. I teraz nie wiem, jakiej szerokości krosienko, ile czółenek, jakiej długości, słabo rozumiem, jak używać tych podbieraków. Bez względu na to, czyje pieniądze, szkoda tak wywalić na coś, co może nie jest potrzebne. Ale może rzeczywiście trzeba kuć żelazo, póki gorące, a potem ewentualnie coś dokupić:)

      Usuń
  2. Też mam tendencję do przekręcania singla, dlatego wszystkie wełny robię jako 2 ply :). Tylko raz z premedytacją zostawiłam nitkę w singlu i wydziergałam z niej szalik - na szczęście nic złego się nie działo, ale też bardzo uważałam przy przędzeniu.
    Sweterek na ludziu wygląda całkiem nieźle (podoba mi się ten wzorek), ale rozumiem, że jego niedoskonałości mogą Cię wkurzać.
    Powodzenia przy tkaniu - bardzo jestem ciekawa, czy ten przekręcony singiel sprawdzi się jako osnowa. No i kupuj to nowe krosno, zanim mąż się rozmyśli ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tak zaabsorbowało przędzenie, że tych odłożonych singli nie przerabiałam. Wydawało mi się, że jeśli po praniu i obciążeniu (albo po tym podgrzewaniu do wrzenia i obciążaniu) są równe i proste i dają się bez problemu "przedziergać", będzie fajnie. I jest fajnie, w niektórych ażurach, bo te mi się nie pokręciły. Ale w normalnej, zwartej, w szczególności gładkiej robótce jest jak z moimi rękawami. I myślę, że stąd ta frustracja, że się sama oszukiwałam, że jest tak, jak nie jest. Wyobrażasz sobie, jak bym się czuła, gdybym taki śliczny równy singielek komuś podarowała albo sprzedała, co gorsza! Narobiłby się człowiek, a potem coś takiego! Brrr!
      Sweterek jest cieplutki (przy wadze 24 deko), więc może nie na wyjście, ale po domku sobie w nim będę chodzić, trudno, niech się te rękawy kręcą:(

      Usuń
  3. Ale wymyśliłaś, jednorazowego użytku. Przecież fajnie wyglądasz a na temat nitki się, nie wypowiem, bo się nie znam.
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jesteś miła, kochana, ale nie da się ukryć, że jeśli szew rękawa zaczyna się pośrodku grzbietu dłoni, a kończy pod pachą, to nie wygląda dobrze, nawet przy najlepszej woli przymknięcia oka na niedoskonałości. Ale po domku będę w nim latać, bo cieplutki i leciutki.
      Pozdrawiam:)))

      Usuń
  4. Szkoda, że praca się tak zachowała. :-( Nie znoszę, jak ubranie rośnie wraz z praniem, czy użytkowaniem. Sama się przekonałam, że moje wyroby z alpaki powinnam od razu robić też nieco mniejsze. Ale nie z przekręcenia, bo to mi się na wrzecionie raczej ni zdarza. Może łatwiej przekręcić na kołowrotku ? Nie znam się. Jednak mój singiel, pierwszy alpaczy na szal, tez był lekko przekręcony.
    A co do nowego zakupu, to trzymam kciuki. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzym! Może się uda, bo przecież i Kromscy nie wszystko zawsze mają w ciągłej produkcji i w magazynie.
      Moja pierwsza (nie pierwsza, druga, pierwsza nie nadawała się do niczego) włóczka z wrzeciona miała być szalikiem, a została wstęgą Moebiusa, bo się sama tak ułożyła:)))

      Usuń
  5. Na moje oko (może zwichrowane?) śliczny on jest. Jeśli w noszeniu obrót rękawków nie przeszkadza, to w wyglądzie również nie. Po domu też można wystrojoną chodzić ;) Współczuję, że się pokaleczyłaś, ale i tak Cię podziwiam za dążenie do doskonałości. I za skarpetki brawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam Twoje (może zwichrowane?) oko!
      Nie, w noszeniu nie przeszkadza, a na wczorajszą temperaturę otoczenia sweterek był w sam raz, więc go "oblatałam" po domu:)
      Już się goję i powoli przechodzi mi na siebie złość, a znów budzi się głód wiedzy;) Zaraz znów coś pięknie spiep... metodą Zorby!

      Usuń
  6. Aaaaa, czuję się wywołana do tablicy:)
    Używam przękręconych singli i takimi osnuwałam krosna ashforda u Danieli Linhartovej w Pradze.
    Tyle tylko, że przekręcenie, przekręceniu nierówne. Nie wiem, czy podjęłabym się osnuwania gdyby nitka wiła się jak wstęga w każdą stronę, ale jeśli na kątomierzu, który służy mi do oceny siły skrętu singla,ten nie przekroczyłby 60 stopni na pewno bym go użyła.

    Teraz musisz pamiętać, że wątek jakiego użyjesz do tego tkania musi być ukręcony w przeciwnym kierunku niż osnowa. Inaczej będzie piekło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, psia mać! Już ukręciłam (czytaj: przekręciłam na przełożeniu 5:1 - zdolna bestia)! W tą samą stronę! Dzięki za interwencję, zrobię z niego dubla, to przynajmniej będzie neutralny.
      Nie, nie wywołałam Cię personalnie do tablicy. Sama wiesz, że w różnych miejscach można o tym przeczytać. U MelinoLiesl dopiero ostatnio przeczytałam, że najlepiej jej się sprawdza jako osnowa navajo, a jako wątek singiel z tej samej czesanki, przedtem tkała na singlach (i nawet gdyby je przekręciła, nigdy by się do tego nie przyznała).
      W odróżnieniu od porządnych, nawet tych najprostszych krosienek, ramka ma tę okropną właściwość, że końcowe belki nie obracają się swobodnie i nie da się ich jednym ruchem zablokować, tylko nieustannie trzeba odkręcać i dokręcać motylkowe nakrętki na śrubach na bokach, jednocześnie obracając belkę tak, żeby osnowa była napięta i nie wyskoczyła z tego odkrytego u mnie i płytkiego grzebyka, i wtykać przy tym papier pod nitki. Dalej już Ci chyba nie muszę pisać, co się wtedy dzieje z tym nadsprężystym przekręconym singlem i ilu rąk człowiekowi brakuje. Nie mówiąc już o tym, co się dzieje na koniec, kiedy odcinam to wszystko i muszę zawiązać, a tu się nie związuje na samej beleczce po 10-20 nitek osnowy, tylko po 4 na każdym (płytkie nacięcia) ząbku beleczki. To nie jest sprzęt do przekręconych singli, na bank. Do kompletu popełniłam błąd, bo nie ustabilizowałam tej nici, tylko pognałam z nią od razu do ramki. Ale nie ma lepszego sposobu, żeby się nauczyć, niż własne błędy. A żadne doświadczenie, bez względu na efekt, nie jest złe.
      A podpowiesz mi, gdzie ja się mogę zapoznać z tą metodą mierzenia siły skrętu kątomierzem? I jaki kąt skrętu jest dopuszczalny, żeby się potem dzianina też nie koślawiła (powaliły mnie te rękawy!)? Przy mojej skłonności do "przekrętów" może to pomoże. Ja niestety nawet spacery odbywam biegiem i to chyba stąd się bierze. Jak się zapomnę, pedałuję jak wariatka.
      A w ogóle to u nas literatury nijakiej w temacie praktycznie nie ma. W Interweave Store są cudne przecenki na ksiązki po angielsku, ale koszt przesyłki góry papieru ze Stanów trochę mnie poraża, poza tym czytanie w tym języku to dla mnie męka. Jakiś prosty podręcznik dla jełopa przydałby mi się bardzo:)))

      Usuń
    2. Nie, nie – nie czuję się personalnie wywołana. Po prostu zmartwiła mnie wiadomość o Twoich kłopotach, tym bardziej, że wiem, że przekręcony singiel nie może być ich wyłączna przyczyną.

      Na pewno nie pomogła Ci ani ramka, ani niestabilizowana nitka. A przekręcane motylki to dla mnie mistrzostwo świata!

      Co do kątomierza i innych wyliczanek. Bardzo polubiłam broszurę Taking the Measure, Rity Buchanan. To zbiór artykułów, jakie pokazały się w magazynie Spin off. Książeczka bardzo staroświecka w stylu. Żadnych wodotrysków nawet zdjęcia są głównie czarno – białe , dużo tekstu i dużo wiedzy: o grubościach, okrągłościach, skrętach , kątach… Można ją nabyć w wersji elektronicznej.
      Polecam też strony Spinning daily. Po zarejestrowaniu, do wielu artykułów ze Spin off ma się bezpłatny dostęp. Dla mnie to obowiązkowa lektura, tym bardziej, że darmowa :)
      Niestety, wersji polskich - nie znam. Zresztą myślę, że ich po prostu nie ma :(

      Myślę jeszcze nad tym Twoim moherem. Zastanawia mnie, czy nie został on aby poddany jakieś termicznej obróbce, która na trwałe zmieniła jego właściwości. Z tego, co czytam nie kupiłaś go w lokach ani pasmach… Może po prostu on ma taką urodę… i może nawet w dublu będzie leciał w jedną stronę bardziej?
      Sprawdź na kawałku z dwójką, wypierz próbkę i się wyjaśni. Jeśli będzie git, to problem w przędzeniu, ale może to jednak przygotowanie materiału, a nie TY!?

      Usuń
    3. Dziękuję, popróbuję przebić się przez meandry obcej dla mnie mowy angielskiej.
      Zawsze najpierw szukam przyczyny (bo z winą to byłaby przesada, w końcu to zabawa) w sobie, bo zazwyczaj tam właśnie tkwi. Ale zobaczę z tym moherem. Wydaje mi się jednak, że naprawdę niewiele mu można zarzucić, z wyjątkiem tego, że trzeba go sobie jednak przygotować. Zostały mi dwa motki tego pojedynczego "przekrętu", które i tak muszę skręcić.

      Usuń
  7. przeczytałam Twój wpis wczoraj i muszę przyznać, że cały czas zaprzątam sobie nim głowę tzn. tym przekręcaniem singla :)
    Myślę, że na ostateczny wygląd nitki ma wpływ wszystko począwszy od runa jego indywidualnych właściwości takich jak grubość włosa, jego śliskość lub brak po samą długość włosa, ustawienia kołowrotka czyli przełożenie i napięcie hamulca oraz prządka i jej sposób przędzenia.
    Piszesz, że singiel powstał z kid mohairu ja też przędłam kiedyś mohair i pierwsza próba skończyła się niepowodzeniem - robiłam z niego 2-ply i się rozsypywał. Dopiero dokupienie wyższego przełożenia (20:1) wysmukliło trochę nitkę i przy skręcaniu w 2-ply nie powodowało rozsypywania się ale i tak musiałam uważać.
    Przez wiele lat przędłam tylko single (jedna szpulka z brakiem możliwości na dorobienie) wiec siłą rzeczy przerabiałam je nie tylko na skarpety ale i swetry. Z różnym skutkiem ale w końcu moje single były zbalansowane. Po zakupieniu kołowrotka musiałam się na nowo uczyć by uzyskiwać 2-ply lub navajo nie rozsypujące się i teraz bardziej muszę uważać przędąc singla by go nie przekręcić.
    To takie moje przemyślenia po obserwacji własnych doświadczeń, nie wiem czy przydatne ale dochodzę do wniosku, że przędzenie to bardzo indywidualne doświadczenie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz świętą rację! Na surowiec nie mogę przerzucić odpowiedzialności. Moher kupowałam wprawdzie zgręplowany w grubych płatach, z dredami w środeczku, ale włos był piękny, lśniący, cienki i... długi. Po przygotowaniu do przędzenia, czyli odebraniu z płata kolejnych długich, cienkich, luźnych pasm, nie można się do niczego przyczepić. Nawet nie "żre" (ale też nie jestem specjalnie wrażliwa). Problem w prządce jest i basta!
      Myślę, że oprócz wewnętrznego przymusu, który mnie ciągle pogania do pośpiechu, działa u mnie ten sam schemat, co u Ciebie. Nauczyłam się prząść sama na eksponacie niemal muzealnym, z jedną szpulą, jednym niedużym przełożeniem i małym kółkiem. Żeby skręcić, trzeba było zdrowo pedałować (jak się już w ogóle nauczyłam pedałować na tym sprzęcie). Nie mam ani jednego przekręconego singla z dziadunia. I - to dziwne - single z początkowego okresu na Fantazji (na przełożeniu 8:1) też nie są przekręcone. A teraz, chociaż próbuję się kontrolować, przekręcam single nawet na przełożeniu 5:1. Może to jest tak jak z jazdą samochodem: na początku człowiek jest ostrożny, bo wie, że nie umie, potem zaczyna się czuć pewniej i potrafi przeszarżować do tego stopnia, że go trochę własna ułańska fantazja przerazi, a potem zaczyna się jednak podświadomie kontrolować. I ja jeszcze nie dotarłam do tego ostatniego, pożądanego etapu, czyli nie naumiałam się prząść odruchowo rozumnie.
      Za uwagi bardzo dziękuję, każda jest cenna. A im bardziej szczera i otwarta, tym cenniejsza. Można mnie spokojnie nawet kopnąć w tyłek, jeśli trzeba. Poczucie własnej ważności (chyba) pokonałam już dawno temu i nawet jeśli zabulgoczę na wstępie, już po chwili jestem tylko wdzięczna, że mnie ktoś naprostował!

      Usuń
    2. Nie masz pojęcia jak daleka jestem od "naprostowywania" a już tym bardziej "kopania w tyłek" :D
      Zafascynował mnie problem i szukałam rozwiązania, niekiedy zmiana jednego z składników wprowadza ogromną zmianę. Pomimo, że mogłabym o sobie myśleć, że coś tam wiem cały czas się uczę, oczywiście doświadczenia innych są dla mnie równie cenne jak własne - i jak to dobrze, że są osoby które nie piszą tylko o swoich sukcesach ale też pokazują co może pójść nie po naszej myśli :))

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie wyglada ten sweterek, bardzo podoba mi się wzorek:)) pozdrawiam Viola
    ps. idę sobie poczytać co tam fikuśnego zrobiłaś bo jestem pierwszy raz na Twoim blogu:)

    OdpowiedzUsuń