wtorek, 26 czerwca 2012

Zdobyłam! Zdobyłam! I już mam!

W swoim oślim (baranim?) uporze zapragnęłam pewnego rarytasu. Patrzyłam, szukałam, sprawdzałam, czy się gdzieś na świecie nie pojawił. I tak od ponad roku. Czasem pojawiła się z mojego marzenia jakaś czapka, czasem włóczka ręcznie przędziona i farbowana, ale zawsze w mieszance z czymś. Ale żeby tak po prostu kupić trochę runa (o czesance nawet marzyć nie śmiałam, chociaż w sprawie Manx Laoghtan jednak się udało), mowy nie było. A ja pragnęłam dotknąć, poczesać, uprząść! I nagle... Stał się cud! Pojawiło się. Hodowca wprawdzie nie miał zamiaru wysyłać go w świat szeroki, ale wirtualnie ucałowany w rękę się zgodził. Szło dokładnie dwa tygodnie, już straciłam nadzieję (w ciągu ostatnich trzech lat Poczta Polska ukradła mi siedem przesyłek, z którymi z pewnością nie wiedziała, co dalej zrobić). No i jest! Właśnie pan Marcin, nasz listonosz (mam genialną miejscową obsługę pocztową), je przyniósł! Wraz z drugim, równie rzadki specjałem.


Wciąż jeszcze nie wierzę, że są moje i u mnie, bezpieczne.
To runka owiec rzadkich, a właściwie ginących brytyjskich ras. Do tego, żeby takie owieczki przetrwały, Brytyjczycy dopłacają rocznie 700 tys. funtów. A my?
O ginących rasach owieczek Brytyjczyków, specjalistów od hodowli owieczek i krzyżowania ras, można poczytać tu. Na runo rasy Boreray nadal poluję. Ale...
To to szare, które już mam, jest od przepięknej prymitywnej rogatej owcy rasy North Ronaldsay.

Zdjęcie: Ian Caldwell
I niemal wszystkie mieszkają sobie w bardzo pięknym miejscu, bo na Orkadach, archipelagu położonym u północnych wybrzeży Szkocji, prawie na otwartym Atlantyku.

Zdjęcie: Liz Burke

Owieczki mają ok. 25 kg, barany ok. 35 kg, czyli malutkie są. Wełnę produkują miłą, bo kudełki mają grubość 25-30 mikronów (52s-56s), a nominalnie ich długość powinna wynosić 4-8 cm.
Moja na pewno jest dłuższa, dłuższa, dłuższa... To widać. Bo jest z pierwszego strzyżenia 26.05.2012. Ale mam szczęście! Absolutnie absolutny rarytas!



To drugie runko jest z Leicester Longwool. I taka owieczka potrafi już być spora, dziewczyna waży do 100 kg. Ale jakie ma piękne loki (tej na zdjęciu jeszcze nie urosły).

Zdjęcie: Glenn Brunette
Właściwie to nie jest wełna, której się używa do produkcji włóczki, bo jeśli runo ma w skali Bradforda 40s-46s, to "żre" bardziej niż Wensleydale (nawet mnie "gryzie"). Ale jest za to równie pięknie długaśne i lokate. Nominale kudeł ma długość 20-25 cm i mój (strzyżony 26.05.12) chyba tak w większości ma.


A już zupełnie zachwycające jest to, że... jedno i drugie pachnie mydłem, choć każde innym. Nawet taśmy z WoW pachną zazwyczaj tzw. owcą. A tu: runo leciutko jeszcze tłuste, zapakowane w papier, nie w folię, luźno, żeby mogło oddychać, i do tego ten zapach. No i jak się nie zachwycić!

17 komentarzy:

  1. Kurczę blade, no zdjęcie plażujących owiec mnie powaliło!!!! Bomba no po prostu cud natury!!!
    runo też wspaniale wygląda :) przyznaj się wzięłaś już na kołowrotek? ;)
    a skoro leincester longwool tak gryzie to co z niego zrobisz??

    OdpowiedzUsuń
  2. A co ludziska robią z Wensleydale? A przecież tak się wszystkim podoba. Też mam pół kilo wensa w taśmie i sama nie wiem, co z tym i z tamtym zrobię. Gorzej, oprócz tego ma 80 deko przepięknie sprzędzionej ręcznie i skręconej w 2 ply na farmie w Dorset włóczki z Wensleydale (o cholera, chyba mam zaburzenie obsesyjno-komplusywne, znaczy: jestem zbieraczką!), która jest cudna, połysk ma niebiański, tylko "żre". A jedno się nadaje na to, na co się i to drugie nadaje. Włosiennicę zrobię! Ważne, że mogę dotknąć, sprawdzić, pomiziać! Zwyczajnie durnowato po zbieracku się uszczęśliwiłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D ja po prostu nie spotkałam na swojej drodze wełenki która by mnie żarła tak bardzo żeby mi zaburzyć komfort chodzenia, no ale wszystko przede mną :)

      Usuń
  3. No te owieczki takie pachnące bo na wyspie wiatr je owiewa z każdej strony. Czyściutkie plażują na zdjęciu:) . Zbieractwem się nie przejmuj,bo dopiero kiedy nura w kubły dawać będziesz to dzwoń po karetkę:) Pozdrawiam i wiem ,że niedługo pokażesz szpulę kołowrotkową:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, fajne owieczki są. I takie mają diabelskie oczka do tych diabelskich różków. Z tym zbieractwem to nie żarty. Dwudzieste piąte pudło różności dopycham i mam dobre dwa tygodnie opóźnienia z pracą. Katastrofa!

      Usuń
  4. Podziwiam Cię. Jak ja Cię podziwiam...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Ale taka wariatacja jak moja to ciężkie brzemię ;), zwłaszcza dla otoczenia!
      Cieplutko pozdrawiam!

      Usuń
  5. Oooo, to prawdziwe rarytasy! Jestem ciekawa Twojego z nimi doświadczenia.
    Wensa kocham nad życie. Nadaje się na wszystko, co nosi nieco dalej od skóry. Poncza zakładane na kurtki, czapki z podbiciem. Rzeczy wychodzą ciepłe, o pięknym połysku i bez skłonności do filcowania przy zmiennych warunkach atmosferycznych. Mam i zachwycam się nieustannie :)
    Runa podgryzające dobrze prząść luźno, tak żeby skręt nie łamał pojedynczych włosów, które później ( w nitce ) szorują jak tarka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podchodziłam do wensa już kilka razy. Brałam do ręki, wymyślałam mu kolory i... odkładałam. Ta wełna ma z pewnością tysiąc zalet i te same zalety będzie miała Leicester Longwool, tylko przy połowie kilograma trzeba chyba stworzyć najpierw projekt, a potem farbować i prząść docelowo. A zabawa z próbkami po 10 deko jest taka słodka, cieszę się przy tym jak dziecko.
      Luźno próbowałam ze "zgryźliwych" prząść Herdwicka, ale kudełek był dość krótki i trochę "rozsypywał" mi się w dłoni. Mimo to jestem Herdwickiem zachwycona. Kiedy go skręcałam w 2 nitki, wyglądał jak kabelek. Przerywałam skręcanie, bo oczom nie wierzyłam. Ale ja chyba w ogóle mam problem z przędzeniem luźno. Można jakoś zapanować nad skłonnością do przekręcania?

      Usuń
    2. Masz absolutnie rację! Najpierw projekt, potem farbowanie i przędzenie. Moim zdaniem właśnie taka kolejność decyduje o wyjątkowości.
      Powodów przekręcania może być kilka. Ale te najczęściej popełniane to za szybkie pedałowanie i nieco za luźny naciąg. Czasem też się zdarza, że prządki nieświadomie, wyciągając pasmo włókna, podkręcają go lub zatrzymują w palcach.
      Bardzo pomaga nagranie ( choćby telefonem ) jak przędziemy. Nie chodzi o jakieś super filmy, wystarczą dłonie. Potem odtwarzając ogromnie łatwo znaleźć swoje błędy.

      Usuń
    3. Dziękuję! Spróbuję! Jako totalny samouk nauczyłam się metodą działania tak, jak pozwalał kołowrotek, czyli mój kochany "dziadunio" oraz pokazywała statyczna manualka do kołowrotków Ashford, gdzie zmyliło mnie lustrzane odbicie. Byłam więc przekonana, że "przędę" jak osoba leworęczna. Już się chciałam przestawiać na prawą rękę, kiedy odkryłam filmiki i okazało się, że jednak jest w porządku. I tak ze wszystkim. Ma to, oczywiście, pewien urok, ale też bywa męczące.

      Usuń
  6. Piękne masz to runo! I jakie czyściutkie! Te owce na plaży wyglądają cudnie - ich wełna powinna pachnieć wiatrem i morzem :).
    Wens jest bardzo dobry na zimowe okrycia. Zrobiłam z niego czapkę i szal i jestem bardzo zadowolona. Włosy na głowie chronią mnie przed podgryzaniem wełny, a szalik noszę na kurtce i też nie ma kontaktu z gołą skórą :). A poza tym wens chyba kocha zimowe warunki - wystarczyło strzepnąć śnieg z czapki i szalika, a wełna jakby ożywała i robiła się naprawdę piękna. Zrobiłam sobie też w tym roku wielką chustę z wensa - jest bardzo ciepła i jedyne co mam jej do zarzucenia, to to, że zostawia na ubraniu kłaczki (jak moher) i potem trzeba się obierać ;). No, ale podobno nie ma ideałów ;))
    Bardzo jestem ciekawa jak Ci się będzie przędło tę nową wełnę i jak będzie wyglądała gotowa nitka. Zamierzasz ją farbować? Bo szczerze mówiąc ta szara podoba mi się taka naturalna :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, przekonałyście mnie do wensa. Tylko teraz to już zupełnie nie wiem, za co najpierw chwytać.
      Nigdy w życiu nie ufarbuję tego szarego skarbeńka. On ma w sobie coś niebieskawego, zupełnie nieziemskiego. Nie zepsuję takiego cuda (chyba że zepsuję, ale nigdy świadomie i dobrowolnie). Na moją wyobraźnię działa to, że tych owieczek jest na świecie nie więcej niż 500, czyli znacznie mniej niż ludzi w jednym nie za wielkim (paskudnym, ale na szczęście przysłoniętym przez brzozy) bloku, który widać z mojego okna. Gdyby ludzi było tylko tylu na świecie, czy ktoś chciałby w nich coś zmieniać?

      Usuń
  7. Cieszę się z Twojego szczęścia:)
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
  8. hej ale cuda pokzaujesz .ja tez zawsze szukam czegosc innego niz jest do kupienia.ostatnio kupilam blue face szkocka ,gruzie jak diable ale cudo a do przedzenia ..miam malina.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki za odwiedziny! Ja się też na szkocką, ale blackfaced, zasadzam. Trudno, niech źre.

    OdpowiedzUsuń