Dokończyłam, co zaczęłam. Mam satysfakcję, że runko z jagnięcych nóżek nie wylądowało w koszu. Wyszło z tych 10 deko na starcie tylko 8 deko na finiszu (bo trochę przy przebieraniu odpadło, potem przy czesaniu, no i przy przędzeniu, ponieważ zmusiłam w końcu leniwą prawą rękę do roboty). A że od początku zaczęłam "przekręcać" tę nitkę, nie miałam już innego wyjścia jak zrobić z niej 2 ply. Wyszło tylko ok. 125 metrów.
No, bura. No, gruba. No i co z niej zrobić? Nawet skarpety nie wyjdą. A do pudła nie włożę, bo będę nadal myśleć o tej porażce. Wygląda naprawdę jak szmata do podłogi z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku - takie jak gruba watolina z odzysku przepikowana w jednym kierunku biała nitką. Do tego w garść wzięta włóczka zdradza, że mało jest sprężysta.
No ale co? Może "stópki" jakieś, bo na skarpetki bez cholewki powinno chyba wystarczyć? To ciach, byle szybko mieć to za sobą.
Na "stópki" wystarczyło, nawet mały kłębuszek został. Tylko "stópki" jakieś takie smutne były i "niedorobione", że zaczęłam się zastanawiać, czym chciałby być tweed z ambicjami, gdyby mógł wybierać. Żakietem, rzecz jasna, pomyślałam. Dorobiłam więc "stópkom" kołnierzyki. Przegrzebałam szufladę i znalazłam parę pastylek rodonitu, w sam raz na guziki. Przyszyłam, zaszyłam różne wiszące końce i założyłam. Wyraźnie czuły się lepiej. Ja z nimi też. Może nie są ładne (ale czy tweed kiedyś miał być ładny), ale zabawne na pewno. Tylko lampa błyskowa (bo zapragnęłam zdjęcia natychmiast, natychmiast, zamiast poczekać do jutra) trochę im zaszkodziła i za mocno wyciągnęła kolory, bo w realu nie ma w nich kontrastów aż tak silnych, i kołnierzyki tu słabo widać, no i całość w realu cieplejsza jest w odbiorze. Ale co tam. Może jutro wstydziłabym się je pokazać. A tak...
Oto polskie skarpetożakiety z nóżek jagnięcia rasy Romney z samego hrabstwa Kent (ha, ha):
Do butów i tak się nie nadawały, bo za krótkie. "Guziczki" zatem nie wadzą. Ale do spania, na wypadek zimnych nóżek, które nie pozwalają zasnąć, i owszem, nadają się - cieplutkie. I do pedałowania na kołowrotku też. Nie zmarnowałam jagnięcego runka. O nie!
No nie bądź taka krytyczna wobec siebie, mnie się podoba ten szmaciany splot i skarpetki łóżkowe wyszły fajnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Wielkie dzięki!
UsuńTe szmaty do podłogi, o których piszesz, pamiętam doskonale i mogę zdecydowanie stwierdzić, że daleko im do Twojego tweedu :))). Może wełna nie wyszła zgodna z Twoimi oczekiwaniami (u mnie to niemal norma), ale produkt finalny, czyli skarpetki wygladają świetnie! Podoba mi się pomysł z kołnierzykiem i guziczkami :). Jestem pewna, że często będziesz je wykorzystywać - tym bardziej, że pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza :).
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jeśli nadal będzie mnie prześladował pech, to się wyspecjalizuję w przetwórstwie odpadów i surowcach wtórnych. Każdy mój produkt mnie zaskakuje, tylko zwykle na plus, bo oczekiwania w stosunku do siebie mam niewielkie. I tylko ciekawość, co z tego wyniknie, mnie napędza. A tutaj proszę, jaki wynik. Inauguracja! Ale już je lubię. Jeszcze raz dziękuję!
UsuńBłyskawica z Ciebie, ledwo ją rozpakowałaś a już gotowca na stopy wkładasz, takiego tępa to nie mam.
OdpowiedzUsuńSkarpeto-stópki świetne, na pewno w nich nie zmarzniesz.
To wszystkim prządką tak marzną stopy przy przędzeniu!!!! hi hi hi!
No, a jak mają nie marznąć? Żeby mieć czucie, trzeba zdjąć sztywne podeszwy, a gołe nożyny nawet latem marzną. Zresztą mi marzną na okrągło. Poza tym ja latem robię skarpety, szaliki i czapki, a zimą letnie bluzeczki, bo nigdy nie wiem, kiedy skończę. Ostatnio letnią bluzkę, zaczętą w czerwcu zeszłego roku, skończyłam w kwietniu bieżącego.
UsuńZa komplementy bardzo dziękuję!
Porażkę to poniósł tylko sprzedawca,myśląc,że wełnę de lux amatorce sprzedał:)Ale jednak udało się . Skarpetki pomysłowe. Ja bym dała większe guziki dla wzmocnienia efektu :) No i jeszcze zastanawia mnie czy jak się będzie wierzgać nogami pod kołdrą ,to czy się nie sfilcują? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo i sprzedawca miał rację, do etapu rzemiosła mi jeszcze daleko, a na artystkę ambicji nie mam, odkąd zobaczyłam, że duża ich liczba jakoś mimochodem etap solidnego rzemiechy przeskoczyła. Ot, ludzie się rodzą z talentem i całą wiedzą tego świata. A ja nie. Ja chcę się tym bawić. Sprzedawcy więc wielkodusznie wybaczam, bo to jego pierwsza wpadka, a co mi dostarczył materiału do zabawy i rozwoju, to moje. Teraz wiem więcej.
UsuńA guziczki? Bałam się, że o większe będzie mi się wszystko zaczepiać.
Wierzgałam w nich dziś pod kołderką. Na razie wszystko ok. A jak się sfilcują, to z czystym sumieniem w stosunku do jagniąt je wyrzucę, nigdy więcej nie zajrzę do archiwum własnego bloga i wreszcie definitywnie zapomnę o tej porażce.
Całusy!!!
A ja się nie zagadzam - wcale nie przypomina mi to szmaty z lat osiemdziesiątych, a pamiętam je dobrze- pani woźna w podstawówce takie miała. Kolory pstrokate ale w takich fajnych żakieto-stópkach pasują jak ulał :D pozdrawiam
OdpowiedzUsuń