Znów żeby "na jałowym biegu" nie spędzać przerw w pracy, skończyłam letnie skarpetki, którymi były zajęte moje pończosznicze trójki. Teraz mogę zacząć kolejne. Lato wszak to najlepszy okres na robienie wełnianych skarpet ;). Ale są przynajmniej dziurawe. Nie bliźniaczki wprawdzie, ale widać, że od jednej matki. Mnie ta różnica nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.
Powstały w ramach wyrabiania owych dziesięciodekowych "partii" włóczek, których u mnie mnóstwo, bo nie mogę się powstrzymać od sprawdzania "jak to wyjdzie".
Wełna to Falkland, skręcony dubeltowo, w założeniu fraktal, 210 m/100 g. Troszkę pstrokaty.
Farbowana i przędziona jeszcze w marcu chyba, czyli z głęboko przedblogowego okresu.
Skarpetki są jakie są, już je lubię. Zabieram się za następne.
Świetne skarpetki :-)
OdpowiedzUsuńMasz rację - dodaje uroku to, że nie są identyczne.
Pozdrawiam serdecznie.
Wielkie dzięki:) W przyrodzie podobno nigdy nie występuje idealna symetria. A we mnie to już pewnością nie!
UsuńPozdrawiam cieplutko.
Bardzo fajne kolorki, taka konkurencja dla mocnych i ostrych odcieni. Niteczka bardzo ładnie się prezentuje. A co tam, że skarpetki nie bliźniaczki, takie najciekawsze są.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Po prostu pe serii "pikantnych" eksperymentów dopadło mnie w marcu na słodycze i owoce. Wełniane "jabłuszka" wciąż leżą i czekają na "przetworzenie" - te to są dopiero eksperymentalne. Jeszcze raz dziękuję.
UsuńOj tam, bliźniaki też nie zawsze są do siebie podobne ;)).
OdpowiedzUsuńA skarpetki mają fajne kolorki - kojarzą mi się z takimi pudrowymi cukierkami :). Skoro twierdzisz, że lato to najlepszy czas na dzierganie wełnianych skarpet, to może też powinnam jakieś wrzucić na druty? :)) Z pewnością taka robótka będzie mniej grzejąca niż duży sweter :))).
Oj, wrzuć, wrzuć! To przynajmniej nie będę miała wciąż zgryzu, że nie robię tego, co Ty! Dziękuję!
UsuńSkarpetki są super, ja nie zrobiłam jeszcze ani jednej pary, nie umiem:) bardzo podoba mi się Twoja niteczka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Dzięki:) Ale Ty się raczej, jak widzę, elegancko nosisz, więc może po prostu nie potrzebujesz dzierganych skarpetek, czyli motywacji do ich zrobienia brak. Ale na pieski humor, kiedy człowiek potrzebuje szybkiego sukcesu, skarpetki są najlepsze!
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Nie Aldonko, po prostu pięta wydaje mi się czarną magią i tyle:) Syn chodzi w skarpetkach robionych przez teściową, narobiła kiedyś całą górę skarpet a teraz już nie pamięta i źle widzi, nie umie mi pokazać:)
UsuńA, to nie ma problemu, mam chyba nawet gdzieś sprokurowany jakiś minikursik z fotami. To mit, że pięta jest trudna, jest prosta jak prosty drut. Widziałam, że znacznie bardziej skomplikowane rzeczy robisz.
UsuńDwie,takie same skarpetki to mogą być ze sklepu :)
OdpowiedzUsuńBardzo pastelowe i dziewczeńskie.
Bardzo dziękuję! Może trochę za dużo grzybków wrzuciłam do tego barszczyku, ale co tam. Eksperyment to eksperyment.
UsuńJesu jakież śliczne! Mi by było żal takie nosić !
OdpowiedzUsuńBardzo Ci kochana dziękuję! Co do jednego masz absolutną rację - po trzech godzinach w domu, gdzie jest czarny piesek wełnodajny, który lubi się uświnić jak, nie przymierzając, alpaka, nadają się tylko do prania. Zatem żal, ale głównie moich biednych rąk przy ręcznym praniu. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńŚliczne kolory :)) A że nie bliźniaki, to co z tego :))
OdpowiedzUsuńDziękuję! No, nie muszą być bliźniacze!
OdpowiedzUsuńBombowe są, fajne kolory na skarpetki, nie za bardzo czaję o co chodzi z tymi fraktalami, niby czytałam instrukcję u Jagienki, ale chyba jeszcze sporo wody w Wiśle musi upłynąć zanim to wszystko pojmę. Czekam na kolejne skarpety
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Skarpety będą, a fraktale okazały się niefraktalowate, bo też nie do końca pojęłam. Ale to się najlepiej pojmuje na konkretnym przykładzie. Jak skończę tę robótkę zleconą, to zrobię na zdjęciach, od początku, od farbowania. To w końcu idea matematyczna, abstrakcyjna i precyzyjna, a życie jest pełne niespodzianek.
Usuń