czwartek, 21 czerwca 2012

Trele-morele z Whitefaced Woodland

Skręciłam! Trele kojarzą mi się niebiesko, morele stoją na stole i do wyobraźni odwoływać się nie muszę. Jak dla mnie razem tworzą bzdurkę, czyli trele-morele. Nadal nie wiem, czy mi się to podoba. Może w robótce będzie lepiej?


Wyszło mi tego w skręcie navajo 220 metrów/100 g, czyli nieprzesadnie cienka niteczka.  Bardziej mi się podobało w singlu.


Włóczka przesadnie miękka nie jest, ale też być nie miała. Nie powiem, że "gryzie". Jak dla mnie jest taka, jak sobie mały Jaś zwykł wyobrażać dobrą wełnę. Kudełki mają około 30 mikronów średnicy (hodowcy uczciwie podają, że to 44s-50s, inni 50s-54s, a cały ten kram z grubością włókien i skalą Bradford, również z tabelą dla rozmaitych owiec i różnych zwierzaków wełnodajnych bardzo przystępnie przedstawiony tu). Ja taką lubię, bo wydaje mi się bardziej sprężysta od tych najmiększych owieczek. Przędła się dobrze, choć nie tak miło jak długowłose, gładziutkie wełny. Jest sprężysta, więc trochę jej trzeba pomóc, "sama" nie chce się sprząść. Ma też taki ładniutki kudełek po sprzędzeniu.


Dostawcą wełny była owieczka zagrożonej wymarciem brytyjskiej rasy Whitefaced Woodland, jednej z bardziej wytrzymałych górskich owiec, której wełna jest jedną z najmiększych wśród owiec z gór. Rasa inaczej nazywa się Penistone. Rogi mają i barany, i owieczki, ale barany mają bardziej pokręcone. Rasa, choć rogata, do "prymitywnych" nie należy, powstała z krzyżówki pod koniec 17. wieku. Jeśli kogoś, jak mnie, interesują owcze rasy, więcej się może dowiedzieć tutaj.

Zdjęcie: Mark Hogan

Włoski miały być długie, co najmniej 15 cm, ale okazało się, że nie były. Dłuższe niż 10 cm się nie trafiły, średnio jakieś 7 cm.


Naturalny kolorek w taśmie był ładniutki, śmietankowy.



Po zafarbowaniu wełenka straciła trochę uroku, ale nabrała koloru, i uczciwie (w warkoczach można ukryć parę farbiarskich niedoskonałości i sekwencję kolorów, w krążku prawie wszystko wychodzi na jaw!) wyglądała tak:


Na razie nic z niej nie zrobię, bo mi czasu brak.


A z prawie zupełnie innej beczki: zobaczyłam dziś w ramach podglądactwa znakomity wynalazek: szpularz własnej roboty. Wszystko widać jak na dłoni, więc obcojęzyczność tego pokazu nie przeszkadza. Cóż za praktyczna rzecz! Zachwyciłam się, że nie tylko służy za szpularz, kiedy jest potrzebny, ale można w nim też w międzyczasie przechowywać mnóstwo prząśniczych drobiazgów. I gdyby to pudełko jeszcze ozdobić, np. w dekupażu... Bajka!

10 komentarzy:

  1. Mnie się podoba, mimo, że rzadko noszę niebieski. Owieczka jest prześliczna i jakie mam piękne runo- takie bielutkie :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładna jest, to prawda. I te różki ma takie ładnie wykręcone, a przed nimi te malutkie, zgrabniutkie uszka. Wełna mi przypomina trochę moją ulubioną Shropshire, ale owieczka Shropshire wygląda trochę jak krowa przy tej. Ja w ogóle nie noszę niebieskiego (oprócz blue dżins na tyłku), więc to zupełnie nie moje kolorki. Ale może w robótce morelowy promyczek słońca coś wniesie w ten łzawy, smutnawy niebieski.

      Usuń
  2. Twoje trele-morele skojarzyły mi się z papugą, ale podobają mi się :). Lubię niebieskości :)). Bardzo jestem ciekawa jak będzie się ta wełna prezentować w dzianinie, ale rozumiem brak czasu więc cierpliwie poczekam. Mogę mieć tylko nadzieję, że sama bedziesz ciekawa i moje czekanie nie potrwa zbyt długo ;))).
    Pomysł na szpularz własnej roboty jest rewelacyjny! Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że to się tak ładnie nazywa - znałam to pod nazwą "leniwa Kaśka" :)). Jak będę chciała skręcić wełnę z więcej niż 2 nitek, to chyba sobie takie ustrojstwo zrobię - tym bardziej, że wszystkie potrzebne materiały mam w domu :)). A może nawet zrobię sobie wcześniej - przynajmniej będę miała gdzie przechowywać szpulki do kołowrotka :)). Coraz bardziej mi się ten pomysł podoba :)). Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że fajny te szpularz! Na dwie nitki mamy ustrojstwo w kołowrotku, ale na 3!!! Jak skręcałam kupną fabryczną cieniutką wełnę w 3 nitki, musiałam garnki na kłębki porozstawiać. Koszmar! Ciągle się o nie potykałam. A tu proszę, wszystko w kupie: szpule, kółeczka z przełożeniami, oliwiarka, wszystko bach do kartonika i już!
      Ja niebieskiego nie lubię. Więc może eksperyment udany, ale nie kochany. Zobaczymy.

      Usuń
  3. Śliczna wełenka Ci wyszła! Mi też skojarzyła się z Arą. W nawajo kolory ładnie się przenikają,przy robieniu w 2 ply mogła wyjść pstrokacizna:) I już lecę oglądać szpularz ,bo również by mi się przydał. Do tej pory miałam tekturowe pudło z drutami,na których wisiały szpulki:) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi hi :) dokładnie jak u mnie:)

      Usuń
    2. Mnie to w ogóle nie dziwi, bo Ty jesteś mistrzyni świata w pomysłowości (bez grama ironii). I co, sprawdza się?
      Na śliczną wełenkę to mi się ta druga zapowiada, bo przecież cioł-matoł jestem i zamiast pracować wrzuciłam czesankę na warstat. I właśnie nie wiem: pstrokaciznę zrobić czy navajo? Asekuracyjnie podzieliłam na pół i zaczęłam od drobniejszej połowy. Się okaże.

      Usuń
    3. Szpularz sprawdza się a i owszem. Co prawda nie posiada hamulca i nitki się luźno rozwijają,ale jak ktoś ma długie pudełko to i pięciu nitek wełnę zrobi:)

      Usuń
  4. A mnie się bardzo wełenka podoba:)
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję:) Mam nadzieję, że i moje do niej przekonanie lekko wzrośnie.

      Usuń