piątek, 3 sierpnia 2012

Gdyby nie te dalie...

... przez kolejne parę miesięcy w tej sprawie nie zadziałoby się nic, kompletnie nic, jak do tej pory. Wymówki były zawsze. A to brakowało odczynników, a to nie były skompletowane wszystkie barwniki itd. itp. Nie powiem, paru prób dokonałam, ich skutkiem były głównie plamy na blacie, szkoda gadać.
Ale w ubiegłą sobotę kupiłam sobie bukiecik dalii. Przedtem naoglądałam się u lavendelblau włóczek cudnie farbowanych daliami. No to skoro "wszyscy mają.... dalie, mam i ja".
Dalie zaczęły więdnąć już w poniedziałek wieczorem. Trzeba się było szybko przygotować do wykorzystania ich jako surowiec wtórny farbiarski. Wstałam więc we wtorek rano i już we środę wyschnięte efekty wyglądały tak:

Icelandic po 50 g w każdym kolorze

Shropshire po 50 g w każdym kolorze
Zaczęłam skromnie, rzecz jasna: wrzuciłam do gara główki dalii w całości.


Potem doszłam do wniosku, że jak mam wełnę pod to bejcować, to może jeszcze liście brzozy wstawię do gotowania.


No ale co ja będę 10 deko tego Icelandica bejcować, zabejcuję 25 deko i wyciągnę z rozlicznych kartonów jeszcze drzewo kampeszowe, brezylkę brazylijską i marzannę barwierską. Dam radę, co mam nie dać!
Jak pomyślałam, tak - niestety - zrobiłam. Zaprawę zrobiłam z łyżki ałunu i szczypty kwaśnego winianu potasu na 3 litry wody w obitym emaliowanym garnku (to zamiast żelaza, które miało wzmocnić kolor) i wraz z wełną wstawiłam do piekarnika na godzinę.
Icelandic w przecedzonym wywarze z dalii wyglądał bosko i zapowiadał się tak pięknie jak u lavendelblau:


Po godzinie gotowania w temperaturze 80 st. w piekarniku już ani ten Icelandic z dalii, ani ten z brzozy nie zapowiadał się tak dobrze.

Kiedy dalie już naciągały w piekarniku, na gazie gotowała się najpierw brezylka, która po godzinie z wełną trafiła do piekarnika, potem drzewo kampeszowe i marzanna barwierska. To wszystko trza było przecedzić! Nie pomyślałam, że potrzebuję dużo żaroodpornych naczyń!


Byłam przekonana, że pierwszy wywar z drzewa kampeszowego zmarnowałam, bo po przecedzeniu wlałam do niego ocet i intensywnie niebieski wywar zmienił się w... jasnobrązowy. Dramat! Wstawiłam do gotowania następny. I pomyślałam sobie, że właściwie ciekawe, jak by wyszedł kolor z drugiej kąpieli na przykład w marzannie, czy tym drzewie kampeszowym. Pognałam więc tym razem po 20 deko Shropshire, podzieliłam na kawałki po 50 g, wrzuciłam do bejcy i wstawiłam gar do piekarnika, gdzie już gotowała się wełna w brezylce.

Potem jeszcze gotowanie w nowej kąpieli z drzewa kampeszowego i marzanny oraz... zepsutej octem kąpieli kampeszowej, która pod wpływem temperatury zaczęła gwałtownie ciemnieć i... nabrała koloru bakłażana (ta z przodu).

I, żeby nie przedłużać, ugotowałam jeszcze po 50 g Shropshire w 2. kąpieli z drzewa kampeszowego, w 2. kąpieli z marzanny barwierskiej i wygotowałam resztki barwnika z brezylki i drzewa kampeszowego i w to wrzuciłam ostatnie 50 g .
Efekty:

Powyżej Icelandic, od góry: dalia, liście brzozy, brezylka brazylijska, drzewo kampeszowe - 1. kąpiel, marzanna barwierska - 1. kąpiel.


Shropshire, od prawa: "zmarnowane" octem drzewo kampeszowe (ha, ha!), drzewo kampeszowe niezmarnowane - 2. kąpiel, wygotowane resztki barwnika z drzewa kampeszowego i brezylki, 2. kąpiel z marzanny barwierskiej.
Wszystkie były po farbowaniu prane, nie tylko płukane, ale i tak pewnie będą płowieć i puszczać, jak to "ekologiczne" wynalazki.
I to wszystko, mimo że barwniki do każdego (9 sztuk) trzeba było godzinę gotować, godzinę wełnę w nich gotować, a do tego wełnę do nich uprać i zabejcować, a potem jeszcze każde 50 g z osobna uprać i wypłukać, "rozpuszyć" paluchami, żeby szybciej schła, to wszystko w ciągu jednego dnia. Ale nie to było mistrzostwem świata. Ja, proszę państwa, punktualnie o 18.45 jak co dnia, wydałam na obiad gicz cielęcą ugotowaną i zapieczoną pod boczkiem, a do tego jarzynkę z fasolki szparagowej, młodej cukinki i cebulki w sosie ze świeżych pomidorów. Część wytworów farbiarskich stygła jeszcze na balkonie (balkonie wielkości chusteczki do nosa). I kiedy już uprałam ostatnie 50 g wełny, zmyłam gary, usiadłam i nalałam sobie kieliszek wina, pomyślałam, że to perwersja. Perwersja! Nie farbowanie znaczy, tylko ta gicz!
I to prawie tyle na dziś, bo padam na dziób, i o dzisiejszych przygodach "marchewkowych" opowiem może jutro. Jeszcze tylko pokażę, co mi dziś kurier paczkowy (nie pukał, zadzwonił domofonem!) przyniósł.
Ta tam! Ta ta ta tam!

Szpulki przyszły! Teraz mam siedem i będę miała w sprawie przędzenia tak samo jak na drutach: wszystko pozaczynane i nic nie skończone! Wspaniale! Sama sobie gratuluję!

32 komentarze:

  1. Noooo ... podziwiam! Od tych wszystkich naturalnych barwników i czarów jakie z nimi wyczyniałaś zakręciło mi się w głowie ;). Żeby to ogarnąć musiałabym ten tekst przeczytać jeszcze ze dwa razy. Powiem więc tylko, że efekty tych Twoich czarów kuchennych bardzo mi się podobają. Szczególnie te niebieskości się do mnie uśmiechają :). A jak to wszystko tak obok siebie leży wygląda super!
    Fajnie że masz już dodatkowe szpulki. Ciekawe na jak długo starczy Ci ten zapas? ;))) Podejrzewam, że przy Twoich możliwościach szybko je zapełnisz :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebieskości lepiej wyglądają na zdjęciu niż w realu, w realu są szarawe, a ludziom wychodzą fioletowawe, ja też tak chciałam, ale z farbowaniem roślinkami jest jeszcze bardziej loteryjnie niż z farbowaniem chemią, bo drobna różnica w bejcy wystarczy, a ja guru zaprawiania to z pewnością nie jestem.
      Szpulki mnie w pierwszej chwili uszczęśliwiły, ale potem zdałam sobie sprawę do czego mnie to doprowadzi. No, teraz to mnie już nic nie pohamuje przed zaczynaniem!

      Usuń
  2. Pogubiłam się w tych barwnikach (fajne nazwy!), ale to rude boskie! Niebieskości też piękne, jeszcze gdyby tam była ciemna zieleń, to bym chyba zwariowała z zachwytów :-) Z tą giczą to mi zaimponowałaś, no no! :-))) Ale wełny.... cudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rude wyszło z marzanny barwierskiej, a miało wyjść czerwono-rude (ha, ha!). Ciemną zieleń trudno zrobić, trzeba najpierw zrobić żółte, a potem to żółte zafarbować na niebiesko, najlepiej indygo. To dwufazowe farbowanie chyba musi na mnie jeszcze poczekać, no, z rok. A z gotowaniem to już nie wiem, czy bardziej nawyk, czy chora ambicja w takiej kuchennej sytuacji logistycznej. Po prostu wariat jestem!

      Usuń
  3. ja też sobie nalalam kieliszek czerwonego :) cisza w chacie jak makiem zasiał, wiec siadam na nocną objazdówkę po blogach. I uśmiałam się tu do łez- niezłego Monty Pythona sobie zrobiłaś na własne życzenie :) paczkonosz się niech wstydzi- mój wchodzi na 3cie piętro bez gadania, chyba go na kawę zaproszę. A kolorami jestem zauroczona, tym niebieskim (petrolem?) zwłaszcza- jak tylko przestanę podfilcowywać czesanki, to może za jakieś korzonki się wezmę, a co!! :D a wina czerwonego, rumuńskiego, słodkiego mam całą butelkę- ktoś reflektuje? byle szybko, bo dobre :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i do tej pory to już we flaszeczce nic nie ma. Nie załapałam się, gapa. Te niebieskie nic w zielone nie mają, w szare idą prawie wszystkie, tylko ten mieszany z brezylką trochę skręca w fiolet.

      Usuń
    2. jak ja lubię czytać, co napiszesz, serio serio :D kawę teraz piję, zrobić Ci?

      Usuń
    3. Widziała Pani, na kawę też się spóźniłam!

      Usuń
  4. dzizus ale sie narobilas.sliczne te kolorki ci wyszly . normalnie mala farbiarna. jakos mi sie niechce gotowac tych wszytkich welen chyba wole farbowanie bez gotowania. wasnie susze turki moze tez mi cos ladnego wyjdzie tak jak tobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak farbujesz bez gotowania? Tak w ogóle bez gotowania? Nawet na parze? Ja nie prowadzę w domu mikrofalówki z przyczyn ideologicznych, to nie mogę spróbować w mikrofalówce. Podobno błyskawicznie i świetnie. No to czekam na Twój post, bo nie wiem co to te turki.

      Usuń
  5. Dla mnie to takie czary-mary. Ale pracowita jesteś jak mróweczka. Bardzo ciekawa jestem efektu końcowego. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem ciekawa, bo żeby ufarbować kupę wełny po 5 deko na każdy kolor, przy czym wszystkie będą puszczać, to trzeba tak dokładnie na głowę upaść jak ja. To jest urok akcji spontanicznych, ciekawością motywowanych - mnóstwo pięknego towaru, z którym nie wiadomo co zrobić, by nie rzec: nic się nie da zrobić. Może zacznę tkać! Tkane się pierze rzadziej!

      Usuń
  6. Gębę rozdziawiłam patrząc kilkakrotnie na kolory jakie udało Ci się uzyskać! I toż to sama natura! I dalej se jeszcze popatrzę,bo te fiolety z nutką niebieskości i te rudawości cudne są! I jeszcze do tego obiad :) No niezła z Ciebie mrówka:) Pozdrawiam :) Ps. Szpulek raczej nie chowaj,to będziemy miały na co patrzeć:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję! W realu nic fioletowego w tych niebieskich nie ma, one są takie jak na tych zdjęciach z początku posta, raczej szarawe.

      Usuń
  7. Ni w ząb nie rozumiem teksu o tym co z czym mieszałaś podczas farbowania, dlatego pomimo początkowej euforii podczas czytania pierwszego zdania posta, bo ja sama kupiłam w tym roku mamie dalie do ogrodu, i one sobie tam pięknie rosną, chyba sobie odpuszczę. Natomiast w przyszłym roku chyba skuszę się na orzecha, bo dziewczyny zachwalały że taki ładny ciepły brąz, a orzechów (w sensie drzew) moi rodzice mają 3 szt, tak że surowca powinno być.
    Kolorki są cudne po prostu, bardzo mi się podobają wszystkie wełenki!!!
    pozdrawiam i czekam na marchewki ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy będziesz używać orzecha, czy dalii, i tak trzeba zabejcować wełnę, żeby kolor był w miarę intensywny. Z daliami jest krótko - urywasz łby, wrzucasz do gara, zalewasz wodą i gotujesz godzinę. Potem wrzucasz wełnę w wywar i znów gotujesz, nie dopuszczając do wrzenia godzinę. Tylko z tym bejcowaniem jest kłopot, chyba zamiast mieszać sama, kupię od Niemca zimną bejcę, choć droga, albo się zbiorę i wymieszam tego więcej (wtedy się podzielę) i będę miała na zapas i zamiast na gorąco nabejcuję sobie wełny na zimno, niech leży i czeka na wenę.

      Usuń
    2. No to jednak, mam bardzo dużo do nauczenia przez ten rok, do następnych orzechów- zdają sobie sprawę że jedna ufarbowana wełna to doświadczenie w zasadzie żadne, ale nie sądziłam że do farbowania barwnikami naturalnymi trzeba bejcować wełnę.
      Chyba jeśli się odważę farbować naturą będę Cię gnębić pytaniami

      Usuń
  8. Mówiłam,że w końcu się uda zamówić te szpulki...
    Co do farbowania naturalnymi barwnikami to jestem noga i nie mam odwagi spróbować. Podziwiam za cierpliwość i wytrwałość, nie napisałaś jeszcze jaki zapach się unosi przy gotowaniu tych rzeczy. Co do giczy to jesteś szalona, brakowało tylko włożyć miotełkę tam z tyłu i jeszcze pozamiatać za sobą. Kobieto wyhamuj trochę medalu i tak nie dostaniesz......
    Pełna podziwu jestem........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację - usłyszałam wczoraj od słoneczka mojego, że on przecież chciał, żebym mu przez cały tydzień robiła codziennie na obiad sałatkę caprese! No to będzie miał! W tym tygodniu robienie obiadu ograniczam do 5 minut tuż po jego przyjściu - caprese. Mam wolne! I nie ustąpię! Już po trzech dniach będzie błagać, żeby mu coś dobrego ugotować!
      Z tym roślinnym farbowaniem nie takie straszne, tylko muszę sobie tą zimną bejcę obstalować, bo mieszać odczynników we właściwej proporcji nie umiem!

      Usuń
  9. Widzę, że miałaś przednią zabawę a kolorki są niesamowite, no słów mi brak i wszystkie mi się podobają ale najbliższy sercu to ten podobny do indygo:)
    Szkoda, że tak daleko do Ciebie, wpadłabym na obiadek po rozkoszować się tymi rarytasami:)
    pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadnij, kochana, nie tak znowu daleko, bo temu... temu... niewdzięcznikowi to już mi się gotować nie chce.
      Do indygo muszę się przygotować, ale jeszcze raz popróbuję z drzewem kampeszowym, jeśli mi wyjdzie tak jak powinno, to to właśnie będzie najbliższy Twemu sercu kolor, bo to cudny niebieski lekko wpadający w fiolet. Te dotychczasowe są szarawe.
      Pozdrawiam:)))

      Usuń
    2. To jeśli Ci się uda z cudnym niebieskim, to zamówię u Ciebie właśnie taką wełenkę,jedyną i niepowtarzalną. Co Ty na to, jesteś za?:)

      Usuń
  10. podziwiami zazdroszcze..kolory piekne...kupe roboty odwalilas....pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:))) Trochę bez głowy ją odwaliłam. Teraz szukam dla niej sensu;)

      Usuń
  11. Przepiękne są te kolory, ale zabawy i pracy nie zazdroszczę.
    Niby teraz mogłabym pobawić się w naturalne farbowanie, bo mam i lasy, i łąki, i garaż, i możliwości, ale przeraża mnie ogrom przygotowań i ilość chemicznych odczyników potrzebnych do naturalnego barwienia...
    Nie mówię nie, ale teraz na pewno nie jestem gotowa.

    Całkowicie i absolutnie rozwaliłaś mnie jednak giczą cielęcą...o zupełnie francuskim czasie podania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby się tym człowiek zajmował regularnie, zapewne byłaby to dobra zabawa i łatwo by szło, bo wszystko byłoby już przygotowane. Ale początki to rzeczywiście horror. W dodatku działa się z pełną świadomością, że to rzecz kompletnie nietrwała. Ale jeśli się nawet nie spróbuje, to zawsze czegoś żal...
      Tak, to u mnie normalna pora obiadowa, niestety. I tak było zawsze. Kiedy pracowałam na etacie, oboje tak mniej więcej o tej porze wracaliśmy do domu, tylko wtedy było o tyle gorzej, że ten późny obiad musiałam "podszykować" przed wyjściem do pracy :(

      Usuń
  12. Tolle Färbungen sind das geworden! Und das alles mit Dalien? Muss ich mir merken.

    Danke für die Bilder!

    Liebe Grüße
    Sabine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Keinesfalls! Die Dalien sind blassgelb! Ich habe auch mit Krappwurzel, Birkenblaetter, Blauholz und Rotholz gefaerbt! So begabt, dass ich die blaue Farbe aus den Dalien bekomme, bin ich (leider!) nicht.
      LG

      Usuń
  13. Super toll Deine Färbungen!!!
    Habe ja einiges verpaßt bei Dir in meinem Urlaub. Aber mit dem Internet war das so eine Sache...
    LG Ute

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danke!
      Man muss sich manchmal eine Pause mit dem Internet goennen.
      LG

      Usuń
  14. Jestem pod ogromnym wrażeniem :)) Napracowałaś się niesamowicie, ale najważniejsze, że było warto :)) Nie wiem jak ta gicz, ale kolory wełny świetne :))

    OdpowiedzUsuń
  15. Gicz trudno zepsuć, a kolory zawsze się da;)

    OdpowiedzUsuń