czwartek, 16 sierpnia 2012

Bokami robię...

To znaczy: porządkuję, porządkuję i... porządkuję. A że mam co porządkować - nie o hektary powierzchni chodzi, lecz o ilość rzeczy rozmaitych - to jeszcze trochę poporządkuję. Urobek mam zatem mizerny. Jeszcze mi się tak nie zdarzyło, żeby przez pięć dni tylko marne siedem deko uprząść.


Z ostatniego farbowanego urobku zaczęłam kręcenie od nieszczęsnych 7 deko Shropshire, którą najpierw przez godzinę  gotowałam w wywarze ze szpinaku, a potem na parze ufarbowałam resztkami Landscapes.
Oto ona w motku, przed praniem (wszystkie zdjęcia przed praniem):


Jest jej 235 metrów w 7 dag (w 100 g byłoby 335) i jest to najcieńsze moje jak dotychczas navajo uprzędzione na przełożeniu 1:8, bez specjalnego zamiaru przędzenia cienko. Tak wyszło, po prostu.
Zresztą wyszło nawet równo, technicznie zatem jestem z siebie dość zadowolona:


W singlu wyglądało tak:


I singiel pokazuje jedyną odkrytą przeze mnie dotychczas wadę tej wełny. Mam z niej kilka par skarpet, używanych, z dubelków - mechacą się się trochę w noszeniu i w praniu. Poza tym to wełna bez wad.
W taśmie wygląda świetnie. Może jest trochę żółtawa, ale w miłym odcieniu.


Bardzo miła i puszysta, luźniutka, ale sprężysta, więc przyjemnie się z niej przędzie.


Włos nominalnie ma 10-15 cm i z "mojej" taśmy wynika, że tak w istocie jest.


Grubość włókien nominalnie to 26-30 mikronów. I na moje wyczucie tak też jest, u mnie bliżej 26 mic (Bradford count: 54s-56s, więc dość wydajna - i to się z moim doświadczeniem zgadza). No i teraz właściwie to, co najładniejsze w tym poście - owieczka, która jej dostarcza:

Zdjęcie: Erich Ferdinand
Rasa stworzona na wzgórzach Shropshire w połowie dziewiętnastego wieku z miejscowych "czarnolicych" rogatych owiec skrzyżowanych z białolicymi i bezrogimi Southdown, Cotswold i Leicester, już po kilkunastu latach zaczęła być eksportowana głównie do Stanów Zjednoczonych i tam przetrwała znacznie lepiej niż w samej Anglii, gdzie jeszcze nie tak dawno była zagrożona wyginięciem. Ale teraz już została całkiem nieźle odtworzona. Jest jeszcze wprawdzie na liście rzadkich ras, ale już jej nic nie grozi. Nie są to owieczki malutkie, bo panie ważą do 80 kg, a panowie nawet do 120 kg. Podobno smaczne, ale nawet nie chce mi się o tym myśleć. Wełnę w każdym razie mają jak dla mnie, do przędzenia nadaje się znakomicie, farbuje się świetnie i - jak widać - bez fanaberii i prób filcowania się. Ja ją bardzo lubię, zrobiłam więc spory zapasik, gdy tylko ją dopadłam. No i ma jeszcze jedną cudowną zaletę: z tego posta o marnych siedmiu deko włóczki zrobiła mi całkiem porządny post.

31 komentarzy:

  1. fajniuska. coprawda kolorki nie moje ale bez farbowania calkiem calkem

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście jest fajna. Jak trafisz, to kupuj bez zastanowienia. Ty masz z tym łatwiej w Zjednoczonym Królestwie i wysyłka tańsza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że tak daleko mieszkasz bo zaraz bym przyleciała żeby toto pomacać. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Ona nie jest jakoś specjalnie milusia jak merynos, jest taka... wełnista!

      Usuń
  4. Pięknie uprzędłaś tę wełenkę - tak równiutko! Zestaw kolorystyczny też mi się podoba, jest taki pastelowo-letni :). Ciekawa jestem na co ją w przyszłości przerobisz - kolejne skarpetki, czy może czapka? Bo sweterek, choćby malutki, z takiej ilości nie wyjdzie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, bardzo dziękuję! Tym razem z techniki sama sobie nawet wystawiam dobry. Pewnie skarpetki z niej będą, jak zwykle. Ale ja, szczęśliwie, sporo zużywam.

      Usuń
  5. Kolory moteczka bardzo w moim guście i czekam na efekt końcowy- cokolwiek to będzie. Owieczka ma sympatyczny pyszczek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że owieczki są cudne? Każda jest inna! A dla większości ludzi wełna to wełna:)

      Usuń
  6. O matko wygląda jak spod maszyny ! i kolory ma niezłe- ja po pstrokaciznie mam ochotę na pastele :) i całkiem wydajnie Ci wyszło- na grubych drutach to i chusta z tego wyjdzie :) gdzie kupujesz czesanki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka chusta mi z tego wyjdzie? Wy macie lepsze rozeznanie, ja chust w ogóle nie robiłam, bo mi się nie trzymają organizmu, a ja lubię jak się mnie ciuch trzyma. Ale nabrałam ochoty po wachlarzykowej chuście Elusi (i taką zrobię, mam dwie wełny jako kandydatki), ale może też bym się "rozchuśtała" przez "ch". Na pytanie napiszę na maila, żeby znów bigosu nie narobić społecznego.

      Usuń
    2. jak lubisz, jak się Ciebie ciuch trzyma, to może komin? http://www.ravelry.com/patterns/library/cupido-cowl o taki na przykład albo http://www.ravelry.com/patterns/library/honey-cowl , albo szale http://www.ravelry.com/patterns/library/saroyan , http://www.ravelry.com/patterns/library/chinook-scarf
      To sobie pooglądasz ;D
      a mój mail dorotajkowalczyk.dk@gmail.com pisz o każdej porze dnia i nocy ;)

      Usuń
  7. W singielku nie bardzo mi się widzi ale w moteczku pięknie wygląda szkoda tylko, że szpinak się nie sprawdził:)
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkoda, kochana, nie szkoda. Wiedza jest bezcenna, a bez eksperymentu się człowiek niczego nie nauczy. Cieszę się, że się podoba.
      Pozdrawiam cieplutko:)))

      Usuń
  8. Ja też trochę bokami robię, ale nie z powodu porządków, które też by się przydały ale ze względu na sezon słoikowy.

    Śliczne navajo Ci wyszło, równiutkie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sezon słoikowy to koszmar w seoznie, za to potem znacznie przyspiesza działanie (sałatkę człowiek otwiera do obiadu i ma). Ja przerobiłam właśnie 20 kilo pomidorów. Swoją drogą, wciąż mnie ciekawi, co jest w tym "kupnym" koncentracie pomidorowym, np. trzydziestoprocentowym. Jeśli 30% to pomidory, to co to jest ta reszta? I dlaczego mi z pół kilograma pomidorów wychodzi taki sam słoiczek, jak ze sklepu, tylko rzadszego przecieru. To mój jest chyba trzystuprocentowy. Szukałam nawet składu na słoiczku ze sklepu, ale nie ma.
      O moim navajo w Twoich ustach to więcej niż komplement. Bardzo dziękuję!

      Usuń
    2. Mówisz, koszmar, a ja za tym przepadam. Kręci mnie to słoikowanie od najmłodszych lat. Człowiek ma różne zboczenia ;)

      No i głownie sałatki robię, trochę kompotów i soków. Na zimę, jak znalazł, zgadza się.

      Koncentratu nie kupuję od lat, kupuję za to passatę - sos włoski, który jest rzadszy od koncentratu i wygląda mniej "chemicznie". Nie wiem co jest w koncentracie, ale zdaje mnie się, że coś musi być na rzeczy. Jego gęstość raczej nie jest osiągalna metodą naturalną. Nie raz robiłam przecier domowy i on się chyba prędzej przypali niż osiągnie stan koncentratu.

      A Twoje navajo naprawdę jest świetne :)

      Usuń
  9. Příze je nádherná a barvy v ní krásně ladí. Umím si představit ponožky, rukavice nebo šál. Všechno bude určitě krásné.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Twoje posty o rasach owiec, bo są dokładne, co prawda nie rozumiem tych części o mikronach, i stopniach, ale wszystko resztę jak najbardziej. Może to zabrzmi dla Ciebie okrutnie, ale baranina kojarzy mi się z dzieciństwem, rodzice wtedy hodowali owce i od czasu do czasu się jakąś zjadało, pamiętam wtedy ogniska z udźcami i naukę gdzie mały a gdzie duży wóz na niebie, stąd ten mój sentyment, a pamięć smakowa tak mi się utrwaliła, że po 20 latach nie jedzenia poznałam w lot w greckiej restauracji w Brukseli. Teraz nie jadam, bo w polskich sklepach raz, że nie spotkałam, dwa że też specjalnie nie szukam.
    No ale wracając do tematu to wełenka Twoja jest cudna, piękne kolory, fantastycznie dobrane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      Ja baraniny nie jadam od zawsze, nie z powodów ideologicznych, tylko dlatego, że najwyraźniej nie mam aparatu do trawienia tego sortu mięsa. Albo powoduje straszliwe boleści, albo zwracam nienaruszone (podobnie wiele owoców morza). Owce są więc przy mnie prawie bezpieczne, bo podobno całkiem dobrze przyrządzam jagnięcinę na kilka sposobów. Ja nie wiem, czy to smaczne, z wiadomych względów, więc pozostaje mi tylko wierzyć w szczerość zapewnień.
      W mikronach mierzy się grubośc pojedynczych kudłów - im mniej mikronów, tym cieńsze kudły i bardziej mięciutka wełna. A licznik Bradforda (ściślej Bardford - to miasteczko, w którym kiedyś było mnóstwo przędzalni) mówi nie tylko o miękkości, ale też właściwie o wydajności wełny, która zależy też od długości i skrętu kudłów. Czyli wprost mówi, ile motków po 560 jardów udaje się wyprząść z funta kłaków wyczesanych w taśmę.

      Usuń
    2. O ile mikrony mi jeszcze do wyobraźni słabo bo słabo ale coś przemawiają, to licznik Bradford był dla mnie kolejną zagadką, dziękuję za rzeczowe wyjaśnienie sprawy

      Usuń
  11. Piękna wełenka Ci wyszła. Równiutka jak ze sklepu:)Kolorki przepięknie dobrane. Aż chce się farbować !:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Walczy człowiek o ten rzemieślniczy poziom techniczny, żeby potem artystycznie sobie poszaleć. Gdyby nie to ciągłe pranie przy farbowaniu i ból kręgosłupa, to bym mogła od rana do wieczora farbować;)

      Usuń
  12. Piękne navajo! Takie równiutkie. Kolory też bardzo mi się podobają.
    Lubię czytać Twoje posty o rasach owieczek. Dla mnie są bardzo ciekawe. Dziękuję Ci za nie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się bardzo cieszę, że to się komuś przydaje. Wymyśliłam to sobie na zasadzie dziennika, bo człowiek skręci i zapomina, co kręcił. I tak naprawdę wie, że wełny się od siebie różnią, nawet wie czym, ale to jest tylko kilka sortów. A często nawet nie wie, jak bardzo różnią się te zwierzątka, od których wełnę bierzemy. To też tak trochę nie w porządku w stosunku do nich, że interesujemy się tak bardzo ich wełną i tak mało nimi samymi. No, może przesadziłam, pewnie aż takiej bardzo ludzkiej potrzeby "ważności" nie mają, ale miło popatrzeć na zwierzaka.

      Usuń
    2. Właśnie czytając Twoje opisy zdałam sobie sprawę z tego jak różnorodne są owce. Miło na nie popatrzeć i dowiedzieć się czegoś więcej. A Ty na dodatek wynajdujesz takie rasy, o których pierwszy raz słyszę:) Niedługo stworzysz owcopedię!

      Usuń
    3. Dziękuję! Nie muszę tworzyć. Już jest: http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_sheep_breeds
      I wynika z niej, że jeszcze wiele przede mną, jak chodzi o zapoznawanie się z całym tym dobrodziejstwem inwentarza światowego.

      Usuń
  13. Piękny efekt. Kolorki ciekawe. Jeszcze jakiś czas temu bym powiedziała, że nie moje zdecydowanie, ale już od jakiegoś czasu otwarta jestem na chyba wszystkie barwy i łączenia. Owieczek nie znam kompletnie, czesanki nie macałam. Nabyłaś gdzieś u nas, czy zagramanicą ? Muszę w końcu dorwać coś innego niż merynos i alpaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Wiesz, ja też jeszcze dwa miesiące temu bym powiedziała, że niebieski, fiolety i róż to z cała pewnością nie ja. Wszystkie owieczki są fajne i słodkie. Ja tę czesankę naprawdę lubię, sporo sprzędłam, nie za wiele sprzędzionego przerobiłam. Farbuje się, jak widzisz, nienagannie, można gotować, można parować, można piec, nawet wielokrotnie i nic, czasem coś na wierzchu podfilcowanego trzeba obrać, i tyle. Trochę więcej siły trzeba użyć do wyciągania przy przędzeniu, bo jest bardzo elastyczna, ze względu na dość mocny naturalny skręt kudła, ale bez przesady.
      Kupuję głównie w Anglii i w Niemczech, bo przy większej ilości to taniej wychodzi niż u nas, no i wybór większy. Runko biorę prosto od hodowców. Ale jak do tej pory to Ty się miziasz z tymi najmilszymi wełnianymi sortami, więc nie wiadomo, czy inne byś pokochała:)))

      Usuń
  14. sliczna welenka :Pdolaczylam do grona Twoich wielbicieli :))) tylko zebym nie zlapala bakcyla :))mam andzieje, ze uda mis ie zostac przy filcowaniu :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Bardzo się cieszę! Człowiek się od tego bloga czuje taki bardziej potrzebny! Łap bakcyla koniecznie. Przecież jedno drugiemu nie wadzi, wręcz przeciwnie. Jeśli wiesz, jak sfilcować, to wiesz też, jak nie sfilcować:) Nie wiem, co trudniejsze:)))

      Usuń