Mam kilka rozbabranych robótek i właściwie nic do pokazania z wyjątkiem pewnej porażki, ale pouczającej i zapewne z gatunku "wszystko dobrze się skończy".
Pod wpływem cudnych kolorów uzyskanych przez Alpi z farbowania czarną malwą ogarnął mnie nieziemski zapał. Czym prędzej nabyłam w sklepie zielarskim surowiec. Receptury nie znalazłam nigdzie, gdyż książki Dorothei Fischer, z której większość pobiera te trafione w dziesiątkę receptury, nie posiadam (ale nie wiem, czy nie odżałuję tych stu kilkudziesięciu złotych i nie nabędę drogą kupna). No i tu właściwie stanęłam dość bezradna przed problemem, co z tym dobrem zrobić. Znalazłam jednakowoż na pewnej angielskiej zielarskiej stronie internetowej informację, że malwa z ałunem barwi na odcienie różowo-niebieskie, z żelazem na szaro, a z niebieskim siarczanem (dosł. blue vitriol, czyli rozumiem, że siarczanem miedziowym) na zielono. To już wiedziałam, czego nie mam, żeby uzyskać tę piękną zieleń: miedziowego siarczanu. Ale bardzo mi się spieszyło, uznałam więc, że wypróbuję te różowo-niebieskie odcienie na ałunie (bo ałun mam). Zabejcowałam więc wełnę, wygotowałam z malwy barwnik, przecedziłam.
Kolor miało jagodowy, znaczy: podchodzący, więc wrzuciłam wełnę, gotowałam z godzinę, ostudziłam, wyjęłam i...
Było szare. Szare szare. Uznałam, że mój błąd: w garze emalia obita w jednym miejscu, żelazo się do kąpieli barwiącej dostało, to i ja dostałam. Szarą wełnę. Uprałam, powiesiłam, a ona... zaczęła zielenieć. No, niestety, nie aż tak bardzo jakbym chciała, ale jednak trochę.
Jej "zzieleniałość" lepiej widać w świetle sztucznym.
Pobita efektami poszłam szukać wiedzy gdzie indziej, znaczy w broszurze pt. "Barwienie naturalne", gdzie wyczytałam, że kora kruszyny na ałunie daje czerwone wybarwienie. Na wszelki wypadek przeleciałam wzrokiem znaną wszystkim książkę Tuszyńskiej w tej sprawie, gdzie o kruszynie nie ma nic, ale jest o szakłaku, a to wszak to samo. I że można uzyskać i owszem ceglaną czerwień, ale trzeba dużo żrącej sody albo potasu. To ja grzecznie zabejcowałam wełnę w ałunie i kwaśnym winianie potasowym (kamień winny), wygotowałam z kory kruszyny (miała mieć co najmniej rok, a u mnie leży już półtora) barwnik, przecedziłam.
Kąpiel była ciemnobrązowa i nie rokowała czerwono. To dodałam wprost do gara (tym razem ze stali) i ałunu, i kamienia winnego, zmętniała. - Raz kozie śmierć, nie spróbujesz, wiedzieć nie będziesz - rzekłam i wrzuciłam wełnę. Gotowałam z godzinę, ostudziłam, uprałam i...
Musztarda. Na szczęście niesfilcowana (a fest się gotowała).
I teraz się zastanawiam, czy ich nie zmiksować i nie uprząść razem. Oddzielnie nadaje się tylko ta z malwy, ponieważ żółta jest piękna, ale tylko teoretycznie i do oglądania, bo nie wyobrażam sobie nikogo, kto by z tym kolorkiem solo w realu wytrzymał dłużej niż 15 minut. A że obydwie wełny są z owieczek Dorset Down, to miks technicznie całkiem sensowny. Ale czy kolorystycznie ma sens?
W każdym razie morał, jak to często bywa w moim klinicznym przypadku gwałtownego chciejstwa: g... chłopu, nie zegarek, jak kłonicą go nakręca.
Tolle Färbegeschichten, bei wurde Schwarze Stockrose auch grün, nicht so kräftig wie bei Alpi aber auch schön. Der nächste Versuch klappt.
OdpowiedzUsuńDafür ist das gelb schön geworden. Mit Pottasche könnte man noch in einen rötlichen Ton nuancieren.
LG Sheepy
Vielen Dank! Vor allem fuer den Hinweis mit Pottasche. Ich werde nochmals versuchen.
UsuńLG
NASCZESCIE TO NIE MOJA DZIALKA ZUPELNIE NIEZNAM SIE NA FARBOWANIU. MUSZTARDA FAJNA choc ja chyba bym tamta jednak sprzedla ( zielonkawa na solidne cieple skarpety ,kolor mi podchodzi ( co ludz to obyczaj ;-) )
OdpowiedzUsuńA jak to się nie znasz? A indygo kto farbował? Na razie nadal nie mam na ten miks pomysły, więc pewnie przefarbuję.
UsuńA mnie się oba kolory bardzo podobają, nawet jak są obok siebie :D Uprządź sobie pod to http://www.ravelry.com/patterns/library/dream-stripes i będzie cacy :D Podziwiam Waszą smykałkę do farbowania siłami natury, muszę o tym poczytać ;)
OdpowiedzUsuńDorotko, co ja się będę wygłupiać i szukać czegokolwiek na revelry, Ty mi od razu przyślij listę swoich faworytów, ja ją dam na swój pulpit, czasu przyoszczędzę. Masz tak niebywałe oczko do tego, co mi się podoba, że łeb odpada. Cudna ta chusta, ale do swoich kolorków to jakoś nie mam przekonania.
UsuńNa farbowaniu naturalnym się nie znam,ale podobają mi się obydwa kolory. I chyba uprzędłabym nie miksując:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPowiadasz? Ale ten żółty taki żrący... Chociaż w realu mniej.
UsuńTe wszystkie wpadki zaliczyłaś chyba po to, abym ja poczuła się lepiej. Przepraszam, ale roześmiałam się na koniec(ze swoich i Twoich błędów). Ta musztarda nie jest zła, miałam sweter w takim kolorze, a obecnie zestawiona z czernią jest modna. Nie połączyłabym z tą delikatną zielenią, bo obawiam się, że wyjdzie kolor biegaczki, na którą cierpi Twój czworonóg. W Solarze są tuniki w podobnym kolorku i tylko rzecz gustu lub metki, aby znalazły się zwolenniczki tej nieoczekiwanej barwy. Powtarzaj sobie, że tak miało być, eksperymentalnie i zaskakująco, ja już powtarzam sobie, jak mantrę tak miało być patrząc na zdu... sukienkę. I już mam lepszy humor. A co tam niech zdarzają się wpadki przynajmniej jest barwniej, ciekawiej i nowa przygoda oraz doświadczenie. Chłop nakręci wiesz jak, a Ty zdolna Kobietko ukręcisz nową niteczkę i będzie cacy.
OdpowiedzUsuńUśmiechnij się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Właśnie wisi mi na telefonie mama i obiecuje, że nie dożyje Świąt, jak dalej będzie robić "takie" zakupy (może wreszcie zmądrzeje na starość). Kocham to życie pomimo wszelkich niepowodzeń i trudów :)
Małgorzata
Dobrze, że chociaż Tobie się to życie dzisiaj podoba, mi nie za bardzo. Ale ten pomysł na żółto-czarny miks a la Pszczółka Maja całkiem mi się podoba:)
Usuńuwielbiam Twoje experymenty:)))))i ciagle sie zastanawiam, kiedy Ty na to wszystko masz czas i sile :), musztarda klasa i zielonosc tez, nie wiem czy w tandemie je puszczac powinnas, ale mi sie podobaja osobno :), buziak
OdpowiedzUsuńNie, no, nie puszczę w tandemie. Ja swoje eksperymenty najbardziej lubię w trakcie, potem już nie;)
UsuńMiałam swego czasu (dawno temu...) napad na malowanie czym tylko się dało, więc Twoje twórcze poszukiwania całkowicie rozumiem i popieram :)) Obydwa kolory wyglądają ciekawie, ale jakoś ich nie widzę razem, choć jak już nieraz widziałam, co pięknie wygląda w czesance, niekoniecznie takie jest w dzianinie i tym razem może być odwrotnie :)) Jak nie spróbujesz, się nie dowiesz :)) No chyba, że jedną z nich raz jeszcze przefarbujesz, lub znajdziesz inną do kompletu :))
OdpowiedzUsuńChyba się przychylam, razem dobrze wyglądać nie będą. I chyba nie pociągnę eksperymentu, bo miksowanie i przędzenie to ładnych parę dni:)
UsuńA mnie ciągnie w kierunku musztardy, i kminię jakby ją tutaj zrobić.
OdpowiedzUsuńA proszę, ja wprawdzie próbowałam czerwony metodą "na oko" i wyszła musztarda. Nie gwarantuję za efekt, ale musztarda powstała tak: wełnę bejcowałam (podgrzewałam z godzinę od temp. pokojowej do 90 st. w piekarniku)w 3 l wody z 3 łyżkami ałunu i 3 łyżeczkami kamienia winnego (w śmietance, taki biały proszek), kiedy lekko ostygła, włożyłam do gara z kąpielą barwiącą o tej samej (mniej więcej) temperaturze. Kąpiel barwiąca: w dwulitrowym garze (ale objętość nie ma znaczenia, moc barwiąca zalezy tylko od masy surowca)zalałam 100 g kory kruszyny zimną wodą i na wolnym ogniu grzałam około godziny (trochę wody dolewałam, bo się wygotowywała), potem przecedziłam, po przestudzeniu wciepłam odciśniętą z bejcy wełnę i gotowałam prawie godzinę na wolnym ogniu (ale całkiem solidnie się gotowała, bo mam gaz, czyli szybki wolny ogień). Kiedy ostygła, uprałam w Kokosalu (większość dziewczyn naturalnych wybarwień nie pierze, tylko płucze, ja piorę, bo nie chcę się oszukiwać, że mam piękny kolor - do pierwszego prania). I już! We włóczce jest bezpieczniej farbować (w sprawie filcowania). Ale naturalne kolory i tak z czasem płowieją, zwłaszcza na słońcu.
Usuńcudny szary kolor, pasowałby mi do kolejnego szala, jaka to wełenka była?????
OdpowiedzUsuńDorset Down. Masz taką:)
UsuńJa bez słowa akceptuję Twoje eksperymenty. Kolory moje ulubione. mieszaj, działaj, uwielbiam Twoją twórczość. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch, jak ja lubię wolną rękę!
UsuńMoja działka więc może coś przynudzę ;-)
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz poeksperymentować z tym żółtym to możesz spróbować przyciemnić do oliwkowego lub oliwkowo-zielonego za pomocą siarczanów miedzi i żelaza. Ja tak uzyskuję całą gamę żółci, zieleni, seledynów, oliwek, szarozielonych itp. Jedyne co Ci tego nie wyjdzie to tzw. zieleń czysta (zwana czasem bilardową albo trawą). Ale kolorki wychodzą fajne i czasem warto popróbować :-) A szary całkiem fajny :-)
Życzę powodzenia.
Dzięki! Muszę kupić siarczany. Do tej pory trochę się wstrzymywałam, bo to najzdrowsze nie jest, nie oszukujmy się. Poza tym siarczan żelaza to najchętniej sprzedają od razu w dwudziestopięciokilowych worach. Ale chyba się udam do tej niedużej firmy chemicznej, co ma wszystko przez Internet, to sobie przy okazji odtworzę zapas ałunu i kamienia winnego:)
UsuńW dobieraniu i mieszaniu kolorów to ja niestety cienka jestem więc raczej nie doradzę :(. Za to jestem dziwnie spokojna o to, że zrobisz z tego coś fajnego :)). Podziwiam Cię za to naturalne farbowanie. Mimo, iż chemikiem z wykształcenia jestem (ale już nie praktykującym), to takie czary w garach trochę mnie przerastają ;).
OdpowiedzUsuńChyba czasowo Cie przerastają tylko! To rzeczywiście strasznie dużo czynności w porównaniu ze zwykłym farbowaniem, a efekt - jak widać - nie zawsze przewidywalny. Może nie warto. Ale co zrobić, jak człowieka ciekawość żre...
UsuńWiem, że to denerwujące, kiedy efekt jest totalnie inny od zamierzonego, ale te czesanki są prześliczne!!!! I najlepiej im w kiedy są w duecie!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dzięki! One się w realu trochę mniej żrą. Może jakby jakiś tweed wyprodukował... No i znów nie wiem...
UsuńKiedy mnie się one wcale nie żrą, nie wiem może mam spatrzony gust kolorystyczny, może mam jakąś wybitną fazę na kontrasty (ostatnio próbowałam połączyć cyklamen i turkus!)ale to pierwsze zdjęcie mnie ogromnie zachwyca! Co prawda ja na swoim komputerze tę szarość widze jako typowa szarość, a Ty pisałaś że jest tam domieszka oliwkowej zieleni, może z moimi ustawieniami komputera coś nie tak.
UsuńTweed to bardzo ciekawy pomysł, ja myślałam o bardziej klasycznym rozwiązaniu- uprząść każdą niteczkę osobno a potem zmieszać je w jakichś paskach, czy wrabianiu czy w inny jakiś sposób, ale ten tweeed- no zaintrygowałaś mnie przeogromnie. Jestem pewna, że Twoje doświadczenie i talent zaprowadzi Cię w dobrą stronę :)
Nieprzewidywalność bywa piękna i ekscytująca, ale ... co kto lubi. ;-)
OdpowiedzUsuńMnie tam kręci takie mieszanie w garze. Trochę przed używaniem naturalnych barwników powstrzymuje brak wiedzy, ale i dostępność owych barwiących cudów przyrody. Tak więc każdy efekt taki śledzę z uwagą i cały czas wierzę, że i u nas jakoś można naturę docisnąć, by barwa wychodziła trwała i intensywna. Dla mnie oba Twe barwienia są fajne. Fanką specjalną szarości nie jestem, ale na bank jestem osobą, która w musztardzie wytrzymuje dłużej niż szacowany Twój czas w poście. ;-)))
By pociągnąć jeszcze temat porażek, to jestem na świeżo chyba też po takowej, nie w temacie barwienia, ale prania i obłaskawiania pogryzającej (w mym odczuciu) wełny.
To znaczy, że odżywka nie dała rady? Na Sneżenkę też nie poradziła tak do końca, ale jest przynajmniej troszkę lepiej, nie na tyle, żeby ją zaraz dookoła szyi owinąć, ale trochę schowała zęby.
UsuńJak nie spróbujesz to nie wiesz. Może żółty nie jest moich kochanym kolorem, ale za to szarość pasuje do wszystkiego - złagodzi i może wyjść z tego piękna włóczka.
OdpowiedzUsuńCzekam, bo piękna będzie na pewno :)
Chyba nie mam mocy, żeby ją przed swiętami przerobić, ale na pewno nie wywalę:))) Dziękuję!
Usuń