środa, 24 października 2012

I jak tu nie lubić Lincolna... i spółki

I co? Można go nie lubić?



Nie można! Światła nie ma, mgła taka, że samoloty nie lądują, mokry jest i... świeci! To jak go nie kochać!
Kiedy go splotłam w tymoszenkę (tak w domu nazywamy te precle wełniane), mgła już była taka, że nawet Lincoln nie chciał zaświecić.


Tak, to ten od Asi. Mam ponad trzydzieści deko i planuję sweterek dla siebie. Nie oddam, nie oddam!

A jak już miałam rozrobione kolorki, to przewinęłam 25 deko porządnej fabrycznej wełny (200m/50 g) na motki nadające się do farbowania i też ufarbowałam. A co?


A jakie w zbliżeniu ładniutkie.


Lubię, jak mi wychodzi dokładnie to, co chcę.

No i jak tylko mogłam sobie na to pozwolić, natychmiast pogalopowałam do kołowrotka, żeby pokończyć to, co pozaczynane. I dorobiłam drugi motek Falklanda do pierwszego, który uprzędłam w lutym chyba, może na początku marca.


Mam tego w sumie 737 metrów w 20 deko. Bardzo taki pstrokatek lubię i chyba najlepiej mu będzie w tkanym szaliku, bo tam się takie zestawy cudnie miksują.

Na froncie runa:
Prany wczoraj młodociany brudasek rasy North Ronaldsay się nie doprał (co tu się dziwić, jeśli ja nie doprałam, to sam się też nie doprał), końce loków nadal ma żółte, ale szorować się bałam ze względu na te filce. Na razie schnie i widać już, że będzie z nim ciężki krzyż. No i po praniu kremowo-szara barwo żegnaj! Zdaje się, że nawet hodowca swojego zwierzęcia nie widział, zanim się w g... utytłało. Jaki kremowy? Gdzie?


Czarne jagnię Hebrideana, uprane siłą woli (i detergentem, w tej kolejności) poprzednim razem (nie przebierane, tylko wyluzowane z g...) już wyschło bardzo dokładnie i nadal jest w nim łąka i obora, tylko nie śmierdzi.


A mojego Puchatka zachwycił kolor. Że niby taki głęboko i gorzko czekoladowy (gdzie on tę czekoladę dostrzegł?). A ponieważ za każdym razem, kiedy mówię, że coś mu udziergam, wybucha głębokim teatralnym śmiechem, zaparłam się, że nie ma totamto, jak się podoba, tym razem będzie czapka i rękawiczki.  No i żeby sprawdzić, czy oczy mylą mnie, czy jego, o dziewiątej rano chwyciłam niedużą garść runa i po przeczesaniu na szczotkach, wyciągnięciu na gwoździach, ukręceniu singielków i skręceniu w 2-ply już o wpół do drugiej miałam pół deko nitki. Niewątpliwie czarnej, nie czekoladowej nitki.


To jest naprawdę piękna, głęboka czerń, żadna czekolada. Tylko światło było fatalne, a zdjęcie poruszone, bo dziś dujawica była straszna i nawet przez ułamek sekundy sznurki nie chciały trwać w bezruchu. Dlatego skrętu nie widać, koloru też, ani faktury, ale łąkę walijską na bielańskim balkonie i owszem, w powiększeniu widać dobrze. Nie wykruszyła się. Po prostu: czarna wełna z czarnej owcy od czarnego hodowcy.

23 komentarze:

  1. Kolejna sesja terapeutyczna, jesteś niezawodna! Całuski za to ślę.:-)
    A prędzej zrobisz sweterek dla siebie czy czapkę i rękawiczki dla Puchatka? Jedno i drugie zapowiada się ciekawie, bardzo ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bardzo dziękuję! No, nie wiem, co najpierw. Jakby Ci tu powiedzieć... Zaczęłam skarpety!

      Usuń
  2. Ta první vlna je úplný skvost - barva oblohy, její odraz v našich jihočeských rybnících, ranní mlha, prostě NÁDHERA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Tak miało być, to znaczy miało być, jak u nas na Mazurach.

      Usuń
  3. Ależ cudne kolorki. Balkon zakwitł lawendą i niezapominajkami. Ta trawka pstrokata z barwami jesiennych liści również zachwycająca. Spiesz się dziewczyno, ba zaraz nie tylko mgła, ale i śnieg nas dopadną, nie możesz zawieść Puchatka i fanek czekających na lawendowy sweterek. Z runa przy swoim uporze, a jeszcze bardziej pracowitości wyłuskasz tę angielską łąkę, choć kolorek zaskoczył Ciebie. Niech więc zapał nie gaśnie, kibicuję i czekam na szaliczek na krośnie i wszelkie dziergadełka!!!
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paprochy się jeszcze pewnie trochę wypiorą, ale jak pomyślę o czesaniu tego, to od razu chwytam druty. Szaliczek inny skończyłam, ale póki co schnie.

      Usuń
  4. Kolorek lawendy - cudowny. Pięknie skręcona niteczka. Pewnie wyjdzie z tego coś pięknego.

    jestem ciekawa też tej Twojej łąki w runie. Nie wyszła, a Ty skręcasz nitkę? I co, potem sama wyjdzie, czy po prostu już tak zostanie? Pytam, bo właśnie walczę z uwalanym runem alpaki. Wydłubuję, wyrzucam to czego wydłubać nie daję rady, a potem piorę, ale i tak coś z tej łąki tam zostaje. I co z tym zrobić?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Owszem, nie wyszła, a ja skręcam. Bo nawet po przebieraniu pół kilograma przez dwa tygodnie i tak nigdy do końca wszystkiego nie wybierzesz. Kolejna część wypada w praniu, następna przy kręceniu singli, dużo wypada przy skręcaniu. Reszta zazwyczaj prawie do końca wypada w praniu włóczki (tylko czasem w tych miejscach, gdzie były farfocle, pozostają takie "bąble" z wybulonego runa). A co zostanie, wydłubuję przy dzierganiu.
      Z tego wniosek płynie taki, że najlepiej przeczesać, zrobić z tego taśmę w miarę możliwości (najlepiej na gwoździach albo combsach wyczesać w tzw. roving) i nitkę z tej alpaki zrobić. W trakcie wszystko wypadnie. I tak największym zaskoczeniem będzie woda po praniu nici z wypranej alpaki. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby czysta alpaka była czysta.

      Usuń
    2. Dzięki. Czuję się pocieszona.

      Usuń
  5. Lincoln wygląda pięknie. Tak zachęcająco piszesz o tej czesance, że coś czuję, iż przy kolejnych zakupach czesankowych też się na nia skuszę :). Fabryczna wełna też wyszła Ci pięknie. Zauważyłam ostatnio, że im jestem starsza, tym więcej kolorów zaczyna mi się podobać, a szczególnie takich "mieszanek" kolorystycznych. Chyba zaczynam nadrabiać zaległości z młodych lat, gdy w mojej szafie królowały niemal wyłącznie granat, biel i czerwień ;)).
    Falkland wygląda bardzo ciekawie i czuję, że wkrótce stworzysz kolejny cudny szalik :).
    Powodzenia w walce z runem! Ten ostatni motek jest bardzo ładny, a resztkę łąki usuniesz w trakcie dziergania :)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za słowa otuchy, ale na razie nie mam mocy, żeby to czesać, bo nie-czekoladowy kolor nie może być na gadżety dla Puchatka, więc motywacja padła po całości.
      Ze skłonnością do kolorów tak bywa, ja mam gorzej, bo zaczynam czuć miętę do różów, które zawsze uważałam za kolor "postmenopauzalny". Może już czas?

      Usuń
    2. Hmmm, może coś w tym jest? Mnie ostatnio też się różowości zaczęły podobać (nawet kilka ciuchów w tym kolorze sobie sprawiłam), ale jedynie w odcieniach wrzosu, lawendy i "brudnego" różu :)))

      Usuń
  6. Noooo !....
    Przędza lincolna powala, naprawdę. Zrobiłaś coś pięknego ! I powiem Ci, że na tymoszenke patrzyłam nieco skrzywiona, lepiej w mym odczuciu wygląda pasmo z metra, rozciągnięte. Ale kurcze już kolorystyka w przędzy, to zupełnie inna bajka. Też się skuszę na pastele w kolejnej swej działalności.
    kolory falklanda mi się z dynia skojarzyły, z taka zielono pomarańczową. :-) Koniecznie z takimi 'krostami' :-)))

    Co do runa, to mnie się też nie do końca każde pasmo merynosa z czarnogłówką sprało do białości. Pozostały zażółcenia. Chyba to sprawka mocznika. Cóż, wyprane i pofarbowane. ;-)
    A w tym czarnym runie, na zdjęciach jest poblask czekoladowy. Od razu mi się przypomniał mój dylemat sprzed roku, jak przędłam alpakę początkowo świecie przekonana, że lecę czarną. Też było ciemno, koniec roku, a w słońcu wyszła prawda, że włos miejscami czekoladowy, nawet z rudawymi smugami na końcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a tymoszenka i pasmo to dokładnie to samo.
      A już pies trącał, czy sie doprało to runo, czy nie, dopierze się w nici, ale nie schnie. Podchodzę co chwila do suszarki, która stoi przy grzejniku i obwąchuję, czy nie zaczyna butwieć. To mnie teraz martwi.
      Przy ostrym świetle to czarne runo nabiera takiego czekoladowego blasku, ale w nici nie ma w tym już nic czekoladowego, nawet aury. Sama wiesz, w nitce kolor jeszcze bardziej ciemnieje. Mam tzw. czarnego Finnisha, on jest zaiste czekoladowy i miękki, to Puchatka uszczęśliwię Finnishem (albo Jacobem, bo też w czekoladzie).

      Usuń
  7. O jacierpiedole jaki ładny ten Lincol!! I ta "kupna" też super! No kurde, chyba porzucę złudną nadzieję uzyskania bordowego/winnego koloru, bo i tak wychodzi rudy brąz i wezmę się za wrzosy i fiolety- czapka by mi się takowa przydała. Runo młodociane i tak ma ładny kolor, a to czarne na moim monitorze przebija czekoladą- ale to pewnie przez te niuanse, o których pisałaś. Poza tym jestem pod wrażeniem Puchatkowym, że Facet rozróżnia kolory trochę lepiej niż taki statystyczny. Bo statystycznie mężczyzna rozróżnia 3 kolory (słownie trzy): fajny, pedalski i ch***wy. O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpuść bordowy, to sam wyjdzie. Co, nie wiesz, jak to w życiu jest? Jak Ci tylko przestaje na czymś zależeć, to od razu dostajesz tego całe krocie.
      Nie ma się co Puchatkowym rozróżnianiem zachwycać, skalę kolorów, którą podajesz, znamy. Z autopsji. On ma tylko włączone dodatkowe odróżnianie czekoladowego, w dodatku w sposób specyficzny. Ostatnio przyniósł dwie pary (nie tanich, dodam) spodni, dokładnie takich samych, bo urzekł go ich czekoladowy kolor i kupił na zapas. Już wieczorem wyraziłam bardzo ostrożny zachwyt i zapytałam, czy wyszedł ze sklepu i popatrzył przy innym świetle niż jarzeniowe. Mimo to trwał w zachwycie do rana, kiedy niezawodnie okazało się, że ma dwie pary nowych ciemnooliwkowych spodni. On po prostu wszędzie widzi czekoladowy, jeśli chce go tam zobaczyć, a to jagnię miękkie jest.

      Usuń
  8. Już Ci pisałam ,że uwielbiam Twoje posty o rasach owiec i ich czesankach? To idzie jak fala:) Najpierw ktoś się zachwycił wensem i już idzie fala tworząc efekt kuli śnieżnej:) I wszyscy się zachwycamy wensem:) Potem była alpaka i oczywiście boom na alpakę . Suri też miała swoje chwile świetności,co prawda krótko,bo droga jest:) Oprócz tego czesanki hiszpańskie i australijskie . I koniec. Oprócz naszych polskich owiec,osoba nie znająca języka nic się nie dowie. A u Ciebie to człowiek światowy się staje:) Lincoln wyszedł Ci piękny -absolutnie moje klimaty:)Czarne nie zawsze jest czarne:) Mój kot gdy śpi w promieniach słońca jest w kolorze ciemnej czekolady:) A podobno czarny:) Dziergaj teraz szybciutko,bom sweterka ciekawa:) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na razie brytyjski się człowiek staje, nie światowy, ale to z tej racji, że z Anglii wysyłka tańsza niż z Niemiec, paradoksalnie. Poza tym to kolebka krzyżowania owiec i tworzenia użytkowych ras, więc się zainteresowałam. Ale Vladka obiecała mi dać trochę owcy wołoskiej na spróbowanie, niemieckie prymitywne rasy też są podobno fajne, muszę gdzieś po trochu podłapać. A języka to chyba do macania, prania, czesania i przędzenia człowiek nie używa. Każdy może, bez względu na wszystko. A mnie ciekawość żre. Skąd ja bym wiedziała, że wrzosówka taka fajna (wszyscy na nią gębę krzywią), gdybym od Ciebie nie dostała?
      Muszę coś udziergać, ale tego Lincolna trzeba najpierw sprząść. Więc chyba najpierw zrobię jakieś... skarpety.

      Usuń
  9. Zgadzam się w zupełności, takich cudnych kolorów nie można nie kochać. Ja co prawda nie miałam przyjemności ale Twoje wełenki ogromnie mnie zachwyciły!!!
    Runo- faktycznie brudas, trzymam za nie kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, trzymaj, kochana, trzymaj, bo moje już odpadają!
      Dziękuję!

      Usuń
  10. sliczne kolorki i welenki, az sie dotkanc chce :), skrecaj skrecaj bo az zimno sie przyjemniejsze robi jak sie patrzy na te piekne motki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach!!!!!!
    Te końcówki to by znikły w przędzeniu w sumie. Kiedyś kawałek takiej alpaki uprzędłam, namoczyłam w wizirze - zeszło :), a inny kawałek się ładnie wmieszał.

    OdpowiedzUsuń