To blog robótkowy, nie wypada więc opowiadać wiele o prywacie, trzeba znaleźć jakiś pretekst. Pretekstem okazała się wełna z owcy fryzyjskiej, którą ostatnio ufarbowałam do zmiksowania na gwoździstej desce, a której sporaśną ilość dostałam od Asi (Appolinar) - i tu powoli wchodzimy we właściwy temat tego posta.
Wełna z fryzyjskich owiec bardzo ładnie przyjmuje barwnik, gotowałam ją za długo (w folii), ale zupełnie jej to nie zaszkodziło, była pięknie zgręplowana i puszysta, i taka po farbowaniu pozostała. Traktowaną po ludzku można spokojnie farbować nawet nie w taśmie (wiadomo, jak to przy farbowaniu runa albo źle zgręplowanej wełny bywa).
Gwoździsta deska dopiero powstanie (jeśli zdążę dziś do stolarza po deskę, a Puchatek wreszcie wbije jakiś gwóźdź). I zobaczymy, co to z tego miksowania na desce będzie, bo na szczotkach to u mnie tylko tweedy (zazwyczaj niechciane) powstają.
Ale ciekawość jest oczywiście silniejsza ode mnie. Porwałam więc znów motek "kupnej" wełny i trochę tego czerwonego barwnika, który mi został, dolałam do szarego, a trochę do zielonego. Wylałam to na motek, wgniotłam (roztworu nie było za wiele, a co wychodzi z "wielkanocy", gdy roztworu jest za wiele, pokażę innym razem) i szczęka mi opadła - na mokro przed farbowaniem miałam fiolety. Po farbowaniu i wyschnięciu motek okazał się nierówno fiołkowo-szary (czego na zdjęciu wcale nie widać) - będą skarpetki, ale powtórzę też w czesance, bo kolor w realu naprawdę ładny.
I przechodząc do meritum - znów dostałam od Asi paczkę, a w niej wełnę, do sprzędzenia i sprzędzioną, niemało, włóczkę - ale to tylko przygrywka. W tej paczce (a ściślej pace) były też frykasy: pyszny twaróg (wiadro), z którego zaraz powstanie sernik, masełko (z którego zaraz powstanie kruche pod sernik, a jak sernik powstanie, sfotografuję i pokażę sernik świerczyniecki) i.... naleweczki, naleweczki, naleweczki.
Pierwszy zainteresowany oczekiwał ode mnie, że dostanie choć trochę tego, co tak dobrze pachnie. I niech nikogo nie zwiodą plastikowe buteleczki po soczkach (do bezpiecznego transportu). Te soczki w nich są wyborne. Tak wyborne, że wczoraj po degustacji nie byłam w stanie sklecić posta.
Od lewej: z czarnej porzeczki, pigwowa, z aronii z liściem wiśni i wiśniowa. Wszystkie rewelacyjne, więc nie wiem, czy moja faworyta to pigwowa, czy z aronii. A jakie kolory piękne!
Pies uspokoić się nie chciał, dopóki trochę nie dostał (on nie jest pijak, tylko smakosz - lubi nalewki i jajco-koniak), a potem padł, patrząc na mnie z wyrzutem, że tylko tyle.
A ja na lekkim rauszu ruszyłam przed dom fotografować przyrodę (na trzeźwo nie przyszłoby mi to do głowy), która mnie zaskoczyła. Bo:
pigwa (a może to pigwowiec) kwitnie,
wierzba płacząca ma bazie,
różanecznikom zaraz pękną pąki.
A jednak altanka śmietnikowa w zupełnie innym nastroju:
No i mam dysonans poznawczy: Jesień to czy wiosna? Po nalewkach zdecydowanie głosowałam za wiosną!
Dziękuję Asiu!
Nie powinno się zachęcać do picia:) Ale rzeknę:"pij więcej Aldonko"!
OdpowiedzUsuńPiję, przetworuję, a i na jaką grzybową, widzę, się załapię!
Usuńto lubie;-) pos zdeydowanie pod moja nute . z usmiehem i z przytupem
OdpowiedzUsuńNo, fajnie jest! Żeby tylko ta robota chciała się zrobić. Ja jej mówię: ty się zrób, masz przecież narzędzia! A ona, tępa, sama się zrobić nie chce!
UsuńOj, tak! Asi nalewki są pyszne! Wiem, bo próbowałam :)). Porzeczkową na pewno piłam. Co do innych, to nie pamiętam z czego były, najważniejsze, że były pyszne. Tyle tylko, że na mnie te nalewki mają działanie nie tylko rozgrzewające - zdecydowanie zwiększają moje gadulstwo, czego niektóre zaglądające tu osoby doświadczyły na własnej skórze (a raczej uszach) ;))))
OdpowiedzUsuńCo do zachowania niektórych roślin, to ja głosowałabym za wiosną. Bo po jesieni szybko robi się zima, a ja zimy nie lubię :(
Frasiu, nie tylko Ty tak masz po nalewkach, ja też się strasznie mowna robię - zazwyczaj następnego dnia stwierdzam, że niestety!
UsuńJuż to psie spojrzenie nakazuje mi zapytać: Co To Za Nalewki ?! :-)))))
OdpowiedzUsuńDobiłaś mnie zdjęciami wiosny. Wizje ponalewkowe, to jedno, a realne foty, to drugie. :-) Dziwne sprawy, psze pani, oj dziiiiwne.
A takich postów nie żałuj nam, no chyba, że naprawdę chcesz pisać tylko o wełnie i jej przetwarzaniu. Ty, a może zamiast kolejnych skarpet, walnij sobie mitenki, czy jakie zimowe stringi, co ? ;-)))
No bo dziiiiwne jest działanie domowej nalewki, a jakie błogosławione. Na każde źwierzę działa, i na człeka, i na psa!
UsuńNo, też się zastanawiałam, czy od skarpet nie odstąpić, ale w moim wieku to raczej reformy przystoją niż stringi!
Każdemu należy się chwila przyjemności i wreszcie nadszedł czas rozkoszy wszelakiej. Nie dziwię się wiernemu przyjacielowi, że też korzysta z okazji. Też zaczęłam degustację nalewek (po raz pierwszy moja druga połówka zrobiła zapasik okrutnie celebrując "tworzenie") Wznoszę toast za wszystkie prządki, a za wiosną obstaję, bo u mnie kwitną fiołki, a w ogródku sąsiadki magnolia po raz wtóry i jeszcze na deser były truskawki w śmietanie:)
OdpowiedzUsuńMałgorzata
Nie, no to pełnia wiosny z tymi truskawkami. Ja już magnolii nie obfotografowałam, ale nasze też mają pąki. Dziś, wracając z bazarku, zarejestrowałam też w alejce kwitnące w pełni słoneczniki i floksy. Może to koniec świata?
Usuńdla zdrowotnosci to bylo :)))juz Cie zaden bakcyl nie chyci :P
OdpowiedzUsuńa welenka w takeij formie, ze juz myslam ze cos igla kolniesz :PPozdrawiam likendowo :p
Jakby Ci tu powiedzieć - ja się hartuję regularnie, stety czy niestety. Do kłucia wełny igłą wciąż stosuneczek mam ambiwelentny, zobaczymy, co przeważy.
UsuńKolorek tej wełenki jest ładny też na zdjęciu!! A co do przędzenia różnokolorowego runa, zastanawiam się jaki byłby efekt gdyby prząść na przemian z różnych kolorów? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki. Taki byłby efekt, jak w mojej osnowie, co to się rozsnuła, ona była po kawałku przędziona z różnych kolorków:)
UsuńCieszę się,że Wam smakują moje nalewki, robię jeszcze inne smaki, ale to przy okazji.
OdpowiedzUsuńWełenka świetna fioletowo-szara?
pokaż ten sernik Świerczyniecki razem z przepisem.
Pozdrawiam.
Jak tylko upiekę, pokażę. Dziś stałam cały dzień nad garami, bo chyba ostatnią partię przetworów zrobiłam. Na więcej nie mam ani mocy, ani słoików, ani czasu. Nie trąciłam więc do tej pory naleweczki (jak to tak pięknie wali w dekiel, to co by dopiero było przy oparach!), ale zaraz się pokrzepię!
UsuńKochana to ani jesień, ani wiosna- lato mamy, skoro niedaleko mnie rzepak kwitnie, co nie? Aż żałuję, że nie miałam aparatu- zimno, wieje i pada, a ja przejeżdżam obok żółtego łanu, hihi :) KOlorki Ci wyszły ładne, fiu fiu. A nalewki z pigwy to bym się napiła z chęcią, tym bardziej że winko od teściowej się wzięło i wczoraj skończyło :( p.s. miałam kiedyś chomika, który uwielbiał piwo ;)
OdpowiedzUsuńNo dobra, skończyło się winko, ale jak Ci teściowa w ręce włożyła włóczkę, wzór i własne marzenia, to może się zorientuje i kolejną beczułkę podtoczy. Dla dobra własnych marzeń, rzecz jasna.
UsuńO Kochana- plan jest taki, że ja jej kamizelkę, Ona mnie nalewkę kokosową, którą wylizuję do ostatniej kropli,z wywróceniem butelki na lewą stronę włącznie :)
UsuńTo Ty masz całkiem dobry układ!
UsuńWspaniale posłużyły Ci naleweczki a piesek też spojrzenie niewyraźne ma, hihi:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Marlena
Ano!
UsuńZ samego oglądania i czytania w głowie szumi, a i apetycik się robi... na sernik... też... ;) Fajny post nalewkowy,czytany łącznie z komentarzami, sprawił, że uśmiałam się do łez. Zdjęcie pieska niezapomniane. A nad wełenką powzdychałam, jak zwykle. Ale tego pisać nie muszę, bo to norma ;). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAj, bo te nalewki od samego patrzenia dobrze działają, a jak można włączyć ciąg dalszy, to człowiekowi dużo lepiej! Wełniana story ma dalszy ciąg!
UsuńAle fajnie się zrobiło! U mnie kwitła forsycja, jutro zajrzę na ogródek, może coś ciekawszego tam znajdę, chociaż generalnie mam kopać.....to ja się chyba nalewki napiję!
OdpowiedzUsuń