sobota, 27 kwietnia 2013

Czesaki do alpaki i co z tego wynikło...

Jakiś miesiąc temu udało mi się nabyć drogą przyjacielskiej wymiany wymarzone narzędzie - zębate czesaki. Alpaka zbyt długa na szczotki, a już na pewno na gręplarkę, czekała na nie prawie dwa lata.


Przyszły od Marianki pięknie zapakowane, pachnące świeżością, lotem błyskawicy. I dostałam do nich w prezencie jeszcze przecudne ceramiczne guziczki.
(Vor ca. einem Monat habe ich dank einem freundlichem Austausch mit Marianka aus Tschechien meine erträumte Werkzeuge bekommen - wool combs. Und dazu noch 10 wunderschönen Tonknöpfe.)


Nie chcę tu tłumaczyć, dlaczego nie można ich wprost od Marianki kupić, bo to skomplikowane - jeśli ktoś jest takim sprzętem zainteresowany, w moim profilu jest kontakt do mnie, wszystko wyjaśnię. Dodam, że uznaję wymianę z Marianką za bardzo dla mnie korzystną, a czesaki za skuteczne i wygodne. Bo już z nich korzystałam. Zaczęłam od za długiego do czesania na czym innym runa z tego cudu natury, który pokazywałam przy okazji posta o praniu alpaki. Z takim oto skutkiem: po prawej wyczesane czesakami "kocie", w środku już kompletnie do niczego nie nadający się odpad, po prawej to, co z odpadu udało się jeszcze ratować na szczotkach, ale niteczka z tego wyszła nieładna.
(Ich möchte hier nicht erklären, warum man die Combs einfach nicht direkt von Marianka kaufen kann - es ist kompliziert. Wenn jemand die konkreten Combs haben möchte, kann an mich ein E-mail (im Profil) schicken, ich erkläre, worin die Schwierigkeit steckt und was man machen kann. Für mich war der Austausch sehr günstig und die Werkzeuge sind sehr gut gemacht. Ich habe das Kämmen an der schon gezeigten (beim Alpakawaschen) Alpakawolle gelernt. Von rechts (darunter): die gekämmte Wolle, der endgültige Abfall und das, was ich aus den Abfällen noch mit Hankarden zu retten versuchte - es lohnte sich nicht, das Abfallgarn war nicht gleichmäßig.)


Następnie, zostawiając na później ekskluzywnie wyczesany cud natury, zabrałam się za eksperyment. Wyciagnęłam losowo z wora sporą garść kremowej alpaki średniej długości, podzieliłam na trzy części po mniej więcej 10 g.
(Ich habe dann wieder ein Versuch gemacht. Ich habe eine Handvoll von Alapakawolle genommen und in drei Häufchen a ca. 10 g geteilt.)


Pierwszą garść wyczesałam nowymi czesakami, już w miarę wprawnie.
(Das erste Häufchen habe ich mit meinen neuen Combs gekämmt.)


Wynikły z tego trzy "kocie" i kupa odpadu, odpad nadawał sie wyłącznie do wyrzucenia.
Ich habe drei schönen Bänder und sehr viel Abfall bekommen.


Potem w ruch poszły szczotki z drugą garścią alpaki. O tym, jak czeszę alpakę na szczotkach pisałam tu.
(Das zweite Häufchen habe ich mit Handkarden gekämmt. Wie ich das mache, habe ich schon hier geschrieben.)


Zdjęcia takie, jakie moga być, kiedy człowiek bez lampy błyskowej jedną ręką próbuje sfotografować drugą rękę. W każdym razie efekt to pięć "rogali" i brak odpadu.
(Das Ergebnis: 5 kleinen Rouladen ohne Abfall.)


Z drumka (nie przepracowałam się, przekręciłam 3 razy) zdjęłam mały "bacik", a obok trochę fafuśniaków, które musiałam wyciągnąć.
(Mit der Trommelkarde habe ich das Batt nur dreimal "gedreht", Abfall ist nicht besonders groß.)


Zdjęcie grupowe: z gręplarki, ze szczotek, z czesaków.
(Und alle auf einem Foto, von links: mit der Kardiermaschine, Handkarden und Combs gekämmt.)


W tej samej kolejności sprzędzione, ale nieuprane moteczki z trójnitki navajo. Starałam sie prząść single jak najcieniej, ale nieprzesadnie się do tego przykładałam. Przyjemnie przędły się wszystkie, ale ta z czesaków to była bajka, cieniutko przędła się sama i była gładka jak marzenie. I już po wyczesaniu była jakby bielsza i czystsza.
(Und in derselben Reihenfolge gesponnene, noch nicht gewaschene Garne - 3-ply navajo. Ich bemühte mich das Singlegarn dünn zu spinnen. Alle Häufchen "spinnten sich" angenehm, aber die mit Combs gekämmte Wolle war fabelhaft.)


Po upraniu (a woda była brudna jak święta Matka Ziemia) różnica w kolorze... jeszcze się chyba pogłębiła. Od lewej: motek z gręplarki (35 m/10,7 g), motek z ręcznych grępli (33 m/10,3 g), motek z zębatych czesaków (39,5 m/10,7 g).
(Nach dem Waschen (das Waschwasser war schrecklich schmutzig) das letzte Garn war noch weißer als vorher, der Farbunterschied ist ziemlich groß. Von links: mit der Trommelkarde (35 m/10,7 g), mit Handkarden (33 m/10,3 g), mit Combs (39,5 m/10,7 g) gekämmt.)


No i wnioski powinnam zostawić oglądającym, ale parę mitów obalę.
1. Po praniu nitka z zębatych czesaków jest puchata i wcale nie wygląda jak uprzędziona "worsted", najbardziej "worsted" wygląda nitka... ze szczotek (ręcznych grępli).
2. Nieprawdą jest, że z wełny czesanej na gręplarce bębnowej nie będzie nitki "worsted" - nawet jeśli na pierwszy rzut oka włókna w "battach" nie układają się równolegle, wystarczy taki batt podzielić wzdłuż i zacząć prząść - w niczym końce włókien nie wtapiają się lepiej w ich równoległy układ podczas przędzenia, kiedy napinają się przy podawaniu na wrzeciono.
3. Najmniej czasu zajęło mi czesanie szczotkami (gręplami ręcznymi), miałam z niego najmniej odpadu (0) i uzyskałam najgładszą nitkę (chociaż bardziej podoba mi się ta puchata z czesaków).
(Die Ergebnisse sieht jeder selbst, darunter meine Schlußfolgerungen:
1. Die mit Combs gekämmte Garn sieht nach dem Waschen nicht so "worsted", wie man erwartet. Mehr "worsted" ist das mit Handkarden gekämmte Garn.
2. Es stimmt nicht, daß man aus der mit Kardiermaschine kadrierten Wolle kein "worsted" Garn bekommt.
3. Am schnellsten habe ich die Wolle mit Handharden bearbeitet, ich habe dabei keinen Abfall gehabt und das glatteste Garn erhalten (am meisten gefällt mir aber das mit Combs gekämmte Garn).)

A poza tym rozszarpałam i zgręplowałam wreszcie jagnię North Ronaldsay. Tu był dopiero odpad - zostało 370 g. W dodatku gładkiej nitki to z niego na pewno nie będzie.
(Ich habe auch endlich die Lammwolle von North Ronaldsay kardiert. Nach allen Arbeiten ist es mir nur 370 g geblieben. Und das Garn daraus wird bestimmt nicht glatt sein.)


A miała być taka piękna kremowo-szara wełna!
(Die Wolle sollte so schön cremefarben-grau sein!)

30 komentarzy:

  1. Cudnie to się czytało. Ogromnie doceniam takie wpisy, wiem jak wiele trzeba poświęcić im czasu.
    Mam bardzo podobne doświadczenia, choć oczywiście do wniosków dodałabym uwagi :)
    Mnie najlepiej przędzie się alpakę o długim włosie wyczesaną zwykłym grzebieniem do włosów. To, co prawda wymaga tego pieczołowitego prania pojedynczych loków, ale wówczas z alpaki nie zostaje odpadów prawnie nic, a przędzenie to bajka, choć już przy owcy a zwłaszcza merynosach odpady zostają. Myślę, że gdyby Twoje szczoty miała nieco drobniejsze gwoździki też by tak było ( choć oczywiście grzebienie cudne i skuteczne ). Generalnie zasada jest taka, że im cieńszy włos, tym cieńsze gwoździki na szczotach potrzebne.
    Gręplarka bębnowa ( drum carder) może przygotować bacik pod nitkę worsted, pod warunkiem, że wkładamy do niej loki jeden obok drugiego, a nie jak popadnie. I zawsze końcówką w stronę bębna. No i przy drugim i trzecim kręceniu zachowany układ równoległy.
    Jest dla mnie oczywiste, że choć najbardziej napuszona nitka powstała z wyczesów na grzebieniu, jest najdłuższa i najbardziej lśniąca i to ona jest worsted. Ma najlepiej ułożone włókna i najlepiej odbija światło. To, że odstają od niej włoski bardziej niż od tych ukręconych na drumie i gręplach ręcznych to dla mnie kolejny dowód ułożenia włókien. Po prostu nie trzymają się one siebie tak dobrze jak te wyczesane na wspomnianych. Z tego też właśnie powodu zmieniam naciąg dla przędzenia worsted. Bo o ile przy woolen włókna dodatkowo łapią się siebie po praniu i nie potrzebują dużo skrętów, o tyle przy woolen ułożone równolegle zaczynają odstawać, a czasem jak za luźno ustawię skręt , gotowa nitka nie jest wystarczająco mocno.
    Kiedy uczyłam się prząść nici w Pradze, moja nauczycielka Daniela Linhartova powtarzała – nitka worsted musi przy urywaniu zrobić wyraźne „ ping” Nie, nie trzeba się przy niej nasilić i przecinać palców, ale jak nie ma „ping”, nie ma worsted. Woolen ma rozłazić się przy rwaniu jak masło i gdy słyszymy „ping” jest skręcone za mocno.
    Wybacz, że tak przydługo, ale w sprawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam absolutnie nic przeciwko praniu w kopertach, bo co bym miała mieć? Po prostu wolę zamiast przed praniem pieczołowicie układać już uprane (w większej ilości) loki, bo mi to szybciej idzie. Jak widać i na szczotcem i na czesaku są loki nie kupy włókien, ułożone końcami we właściwą stronę, chociaż nie prałam w kopertach.
      Ja bym powiedziała, że w czesaku raczej szczelina między "zębami" jest ważna i w tych "kartačach" w istocie jest ten rozstaw troszkę za duży dla alpaki. To oczywiście można korygować liczbą powtórzeń całego procesu, przy długim włosie trzeba też bardzo uważać, co zagarniają "zęby". Pewnie wolałabym dwurzędowe czesaki marki Louet, ale na dziś są dla mnie za drogie. Chociaż z tego, co na filmikach widziałam (trudno mi powiedzieć, na ile to wiarygodne, ale ta pani z filmików oprócz tego, że hoduje alpaki, para się również nauczaniem obróbki ich runa), z nich odpadu zostaje jeszcze więcej.
      Z wyczesywaniem długich loków taką typową metodą, wprawdzie nie grzebieniem, tylko, jak metoda każe, szczotką do czyszczenia (flicker) na kawałku skóry i owszem, próbowałam z suri. Mam 300 g singla. Nie pokażę, bo się wstydzę (zresztą zaczęłam kamizelkę i sprułam, niełatwo też się pruło), końce kudłów na boki wychodzą, niestety, nie pojedynczo. To się przędzie, biorąc garść po garści, łatwo nie jest. Może jestem ułomna, ale mi się z tego ładnej nitki nie udało uprząść.
      Z gręplarką bębnową mam tylko tyle doświadczenia, ile widać. Ale drumek nijak nie chce mi czesać włosów dłuższych niż 5-6 cm w różne strony. Zawsze układa je na dużym bębnie równolegle (w trakcie pracy nawet widać, jak je napina). I nawet gdybym go na kolanach prosiła, żeby zrobił mi taki śliczny plaster z włókien ułożonych w różne strony, jaki sobie w Wollknollu kupuję (ja lubię z tego prząść, bo nie lubię prząść woolen, a z tego "plastra" robi mi się puszysta miękka nitka, jak woolen, może dlatego przędzenie idzie mi powoli), on nie chce. Chyba te małe gręplarki nie całkiem tak czeszą jak te duże.
      Mnie też zaskoczyły wyniki mojego eksperymentu, spodziewałam się, że będzie klasycznie. Nie jest. Poszłam sprawdzać "ping". Żadna się nie rozłazi (czy jak kto woli miękko rozsnuwa), wszystkie robią "ping", najgłośniejsze, najgwałtowniejsze i najbardziej widowiskowe "ping" jest z drumka, a najmocniejsza nitka (o mało mi kciuka nie urżnęła), mimo że puchata, jest z czesaków. No i jak tu nie wyciągnąć wniosku, że wszystkie te teorie to można po prostu o kant doopy potłuc? I że one służą głównie dowodzeniu wyższości nad niższością i w dodatku nie bardzo wiadomo czego wyższości nad czego niższością. Zadziwiona efektami, urodę i gładkość nitki z ręcznych grępli ("ping" średnie i średnio mocna) tłumaczę swoim największym doświadczeniem w czesaniu tymi narzędziami (parę kilogramów przeczesałam). Z drugiej strony, żeby nie wpuścić w to subiektywizmu, czesałam wprawdzie w różnych dniach (doświadczenia w tym nie jestem w stanie wyrównać), ale przędłam tego samego dnia, było tego niewiele, więc przy takim samym świetle, jakość i staranność przędzenia nawet jeśli nie idealna, była identyczna. Czyli tylko czesanie miało wpływ na wygląd nitki. Najwięcej wysiłku i czasu wymagały ode mnie czesaki. Może więc nie ma żadnej wyższości nad niższością, tylko jeśli się ma wolę i trochę doświadczenia w jakiejkolwiek technice czesania, każdą z tych technik można uzyskać surowiec na idealną nitkę?

      Usuń
    2. Nie, ja nie napisałam, że masz coś do metody prania w kopertach. Napisałam, że „niestety, jest pracochłonna” i oczywiście rozumiem, że nie wszystkim musi się chcieć. Spoko, spoko , widzę różnicę no i czytałam, co u mnie napisałaś i choć wiem, ze kobieta zmienną jest, to chyba nie tak :)
      Cieszy mnie, kiedy czytam o doświadczeniach innych, bo rzecz jasna, odnoszę to do tego, co sama wiem i jakie mam doświadczenia. Cieszy mnie, że chce Ci się dzielić, rzetelnie i zgodnie z tym, co osiągnęłaś. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
      Nie ze wszystkim muszę się zgadzać. I się nie zgadzam :) To, co dostaniemy z drum cardera zależy od tego, co do niego włożymy i jak ułożymy. To, że włókna układają się między igiełkami na drumie równoległe nie oznacza, że rzeczywiście tak są ułożone. Oznacza to tylko tyle, że igły przeszły przez to, co tam włożyłaś. Podobnie z gręplami ręcznymi. Jeśli położysz loczki ładnie i przeczesz je drugą szczotą, a następnie zdejmiesz to, co przeczesałaś wolną szczotą i po raz kolejny przeczeszesz - za nic w świecie, nie dostaniesz włókien ułożonych równolegle. I na Twoim zdjęciu widać włoski ułożone wzdłuż i w poprzek.
      Jeśli masz pod ręką jakiś mikroskop, nawet taki dla dzieci, wrzuć próbki. Czasem wystarcza lupa tekstylna.
      Mój drum carder jak najbardziej robi batty do nici woolen i to ja muszę się postarać i zadbać, żeby włókna układał równoległe. Nie jest jednak moim celem kruszenie kopii – jak sama słusznie zauważasz, polecony blacharz, choć Tobie zrobił dobrze, innym może zaszkodzić , albo oni to tak odbiorą. Doświadczona prządka jest w stanie, rozumiejąc włókno jakim dysponuje, uzyskać rewelacyjne efekty wrzecionem i grzebieniem. Absolutnie się zgadzam.
      Po prostu to, czego się dotychczas dowiedziałam ( ogólnie z książek i kursów o przędzeniu i tkaniu ) wielokrotnie chroniło mnie przed porażkami, co nie oznacza, że trzymam się tego jak niepodległości i że namawiam do tego innych.
      I nie chodzi o to,by coś podważyć, namieszać. U mnie po prostu wyszło inaczej, stąd moje uwagi. I może się zdarzyć i na pewno się zdarzy, że jedym prządkom wyjdzie jak Tobie, a innym jak mnie:)

      A odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie. Każda nitka zrobiona ręcznie jest idealna. Ale nie każda nadaje się do tego samego.

      Usuń
    3. Basiu, ale do czego ja mam tego mikroskopu użyć? Do sprawdzania, czy wszystkie włókna są równolegle ułożone? To pachnie obsesją.
      To ja może otwartym tekstem, bo te są wyraźnie uzdrawiające:
      1. Pokazując, co i jak robię, nie wchodzę z Tobą w konkurencję, choćby dlatego, że mam rozum i:
      a) trudno porównywać naszą wiedzę o surowcu, bo obydwie nie do końca nawzajem wiemy, co i ile wiemy, więc po co się narażać na sromotę;
      b) przędziesz z pewnością dłużej ode mnie, zatem doświadczenie masz większe, więc nie podskoczę, bo mogę dostać w łeb.
      No i nie mam nic przeciwko braniu w łeb, bo to czasem otrzeźwia, ale w tej sprawie to już nie pojmuję, o co w ogóle chodzi.
      Szanuję i podziwiam Twój sposób prania runa, ale jeśli chcesz mnie przekonać, że pranie w kopertach to jedyna gwarancja tego, żeby uzyskać nitkę worsted, to ja nie wiem, kto w tych fabrykach, które takie nitki produkują, te loki (albo i nie loki, bo jak wiadomo, tam się obrabia jak leci)pierze w kopertach. Krasnale? Do tego, by runo było odpowiednio przygotowane do przędzenia, służy maszyna, która po praniu je czesze, tak lub owak. Z takiej właśnie maszyny, która ślicznie uczesała upraną, bynajmniej nie w pojedynczych lokach ani w kopertach, wełnę otrzymujemy nasze cudnie wyczesane taśmy, z których przędziemy niteczki, worsted. Więc chyba nie o to Ci chodzi, żeby dowieść wyłącznej słuszności takiego sposobu prania dla uzyskania nitki worsted. Więc o co?
      Żeby udowodnić, że nie umiem wyczesać runa? Komu? I po co? Ja sobie zdaję sprawę z własnej niedoskonałości. Mnie się zdarzają porażki i nie wstydzę się nawet o nich pisać.W to, że są ludzie, którym zawsze wszystko sie udaje idealnie, nie wierzę.
      Piszesz, że Tobie wyszło inaczej. Nie wiem, co Ci wyszło inaczej niż mi, nie widziałam u Ciebie takiego eksperymentu, więc się do niego odnieść nie mogę nawet teraz, po własnym eksperymencie, ten post nie jest zatem, że sobie pozwolę na żart, ri-postem, tylko relacją z własnych działań. Mogę sie tylko domyślać, że Tobie wychodzi książkowo. Mi wyszło jak wyszło. Czy ja się mądrzę? Piszę i pokazuję, jak co wygląda w tym konkretnym przypadku.
      I tak już dla jasności wszelkiej pytanie do tej ostatniej, dla mnie kompletnie niejasnej uwagi: to do czego się te moje niteczki nadają?

      Usuń
    4. Trochę mnie przytkało.Naprawdę tak to zobaczyłaś?
      Ależ mnie o żadne konkurowanie nie chodzi! Ani o ściganie się wiedzą.Tak jak pisałam Ci na FB, byłam ciekawa,co wyjdzie. Wyszło tak, że z każdego czesania i każdego prania masz worsted. Ok - rozumiem. Pojmuję. Zwróciłam uwagę, że mam inne doświadczenia. I o swoich uwagach napisałam. Jeśli odbierasz to jako rywalizację albo co gorsze myślisz, ze coś chciałam udowodnić, dopiec, dowalić, odebrać autorytet to mogę tylko napisać, że jest mi po prostu przykro. Nie czytam między słowami, nie mam wizji.Zakładam, że sprawy są takie, jakimi je widzimy.
      I ostatnią rzeczą, o jakiej bym pomyślała jest, że nie umiesz wyczesać runa.

      Usuń
    5. Ale Basia, właśnie nie. Albo jestem tak durna, że nie rozumiem, co do mnie piszesz. Wszystko było prane razem, tak jak zwykle piorę (i niedoprane zresztą, co widać, żeby tych loków nie pomiechrać). Więc kwestia prania na bok. Szczerze mówiąc, liczyłam na Ciebie, że mi rozjaśnisz, jak to jest możliwe, że z tej alpaki czesanej z kulturą na tych "grabiach" wyszło mi coś, co po praniu jest puchate jak angora i w niczym na oko nie przypomina nitki worsted. O "ping" nic nie wiedziałam. (Ale tu też, kurka, mam zagwozdkę. Bo przędłam herdwicka "na krótko", worsted, znaczy, miał być, z taśmy, więc wyczesany idealnie. A on wcale nie robi "ping", tylko się rozchodzi.) Że z drumka w odpowiednich okolicznościach da się zrobić worsted było dla mnie jasne - w wypadku tych próbek ta z drumka to jest wg mnie semi-woolen (w którymkolwiek z odcieni tej pojemnej nazwy). Zaskoczyło mnie to, że z ręcznych grępli mam nitkę, która jest - moim zdaniem - najbliższa worsted, bo właśnie ręczne gręple są w tym względzie najbardziej ułomne. Dlatego próbuję to sobie tłumaczyć tym, że akurat nimi posługuję się może najsprawniej.
      A w sprawie konkurencji - nie zarzucam Ci, że Ty wchodzisz w konkurencję, tylko stwierdzam, że ja nie mam zamiaru w nią z Tobą wchodzić i nawet wyjaśniam, dlaczego. Czyli: nie mówię: Basiu, ścigasz się ze mną!, tylko mówię: Basiu, nie ścigam sie z Tobą, bo mogę dostać w doopę i mam tego świadomość!

      Usuń
    6. Aldonko, inaczej niż spotkanie oparte o bufet się nie obejdzie :)
      I nie wygłupiaj się z tym ściganiem.Ani ja z Tobą,ani Ty ze mną, ani nikt z nikim.

      Usuń
    7. Znaczy: pić będziem! O, w tej sprawie to ja się chętnie pościgam! Tu mam jasność, jak wielka jest moja moc! Byle nie wysokoprocentowe!

      Usuń
  2. Cuda Aldonko prawisz. Nigdy bym nie pomyślała, że jakość przędzy zależy od jakości jej wyczesania, a raczej sposobu. Tak, tak, wiem, że jakość nitki zależy od jakości jej przygotowania, ale do tej pory myślałam, że szczotki i drumek to właściwie to samo, tyle że na drumek wejdzie więcej i pracuje się szybciej. A tutaj proszę jaka niespodzianka. Najbardziej podoba mi się ta nitka z czesaków.

    Zastanawiam się nad długością tych gwoździ, bo mój mąż "odgraża się", że mi takie coś zrobi i wierzę mu - wystarczy, że złapie muzę na "robótkowanie". Ale ja wcześniej muszę naszykować gwoździ ;)

    pozdrawiam cieplutko
    Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, właśnie gwoździe to problem. Latałam po Praktikerach, Castoramach itp., a potem po małych, od dawna istniejących sklepach tzw. metalowych i najdłuższe gwoździe, które mi się udało kupić miały 10 cm, a miały nie być grubsze niż 4 mm. I dało się z tego zrobić "goździstą deskę". Ale czesaków już nie. Bo wymyśliłam, że Puchatek zrobi je z tzw. angielskich pędzli, w które wbije te gwoździe. Rozmontowałam 6 pędzli, wywaliłam włosie, zostawiłam tylko drewniane uchwyty i nawet jeśli były wcześniej nawiercone do tych gwoździ, to przy ich wbijaniu po prostu pękały, gwoździe były za grube i rosadzały te "deseczki", jeśli miały byc dostatecznie gęsto. W dodatku do czesaka gwoździe były za krótkie (bo odchodziła jeszcze grubość tych drewienek do pędzli). To, co mam teraz, to są zrobione podobną techniką czesaki, tylko to nie są gwoździe, ino sztywny drut, cienki i długi, oszlifowany na końcach. I one wtedy są dostatecznie gęste (może jeszcze trochę za rzadkie do alpaki, ale lepszy rydz niż nic) i długie. Że długie, to bardzo ważne ze względu na technikę pracy z tym (techniki są różne, ale jedno się nie zmienia, wystarczy jeden drobny, nieostrożny ruch i wszystkie kudły Ci się z tego zsuwają).

      Usuń
  3. Jestem zdumiona różnymi efektami wyczesania runa i okazuje się, że jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Przynajmniej mi laikowi zupełnemu rozjaśnia się co i podziwiam Ciebie za te wszystkie eksperymenty i kronikarskie wręcz wpisy.
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Małgosiu, o wełnie wiedzy nigdy za wiele, czy to będzie owcza, czy alpacza, królicza czy psia. Mam wrażenie, że za chwilę zabraknie dla ludzi drzew na meble, owiec na swetry itd. I tak się już wtopimy w ten plastik, że nie będzie wiadomo, czy my jeszcze są żywe ludzie, czy plastikowe roboty.
      Buziaki!

      Usuń
  4. Prześliczna ta alpaka! A najbardziej chyba podoba mi się ta z czesaków :).
    Twój blog to już prawdziwa skarbnica wiedzy w dziedzinie "wełnianej". Jestem Ci za tę wiedzę ogromnie wdzięczna, bo nawet jeśli na razie nie wszystko mogę wykorzystać w praktyce, to nigdy nie wiadomo kiedy ta wiedza może się przydać :).
    Serdeczności przesyłam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Frasiu, tyle, że to wiedza osobista. Jak wiadomo, moje doświadczenia nie muszą się pokrywać z innymi, więc zawsze mnie przy takich postach oblatuje strach. To tak jak z balcharzem: mi wyklepie dobrze, polecę komuś innemu, a potem mam wroga.
      Buziaki!

      Usuń
  5. A mnie zachwyciła "trójnitka" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, kiedyś mi sie to słowo o uszy obiło, ale zapomniałam, a teraz zobaczyłam je u Tesi. I to jest piękne polskie rozwiązanie na 3-ply. Bo zadomowił się w polskim singiel w dość szerokim znaczeniu "pojedynczy", u Tysi znalazłam cudne słowo dubel czy dubelek na podwójną nitkę, ale przy "trypelku" już mnie trochę wyhamowało!

      Usuń
  6. Jak zwykle rzeczowo, dokładnie prosto, z przykładami, ach jak ja uwielbiam Twoje kursiki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo uprzejmie dziękuję! Ja ich nie lubię! Ale obawiam się, że tak jak zapomniałam, jak się gra na gitarze, jeśli zrobię kiedyś przerwę w przędzeniu, to też wszystko zapomnę. A tak mam "przypominajkę"!

      Usuń
  7. Fantastycznej wymiany dokonałyście, guziczki są przeurocze. Ja już pisałam, że Ci pomnik postawię, dodatkowo zatrudnię jakiegoś literata, żeby poemat na Twoją cześć spłodził- nie śmiej się, naprawdę Twoje notatki są pomocne, wiele się dzięki Tobie nauczyłam. "tójnitkę" kradnę, postaram się w końcu sama taką uprząść, bo nadal się boję tego navajo :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W navajo łatwiej ukryć niedoskonałość tej pojedynczej nitki i filmik Sarah Anderson (Tysia kiedyś pokazała, link jest u mnie na prawym boczku w biblioteczce) bardzo ułatwia zrobienie takiej niteczki i to się bardzo fajnie skręca. Naprawdę, nie bujam. O poemat poproszę! Ino osobiście spłodzony! Ty mie tu literatem nie strasz! "Trójnitkę" ostatnio wyczytałam u Tesi i się zachwyciłam z tego powodu, że "trypel" (w odróżnieniu od singla i dubla - to w sprawie naszej ostatniej dyskusji na FB) nijak się nie nadawał:)))

      Usuń
  8. Dziękuję. U Ciebie też miło. I klimatycznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Podziwiał mięciutkie rogaliki.
    Na spokojnie muszę przebrnąć przez uwagi dotyczące technik i dyskusję z Basią.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "rogale" i kocie" to moje faworytne formy, mogę się z tym miziać i miziać, i nawet (chociaż to perwersja) mogłabym nimi zamiast wodą wypełnić wannę i wziąć "rogalową" kąpiel na dobry humor.
      Spokój zdecydowanie ułatwia pojmowanie, szkoda że mi go ostatnio brak. Jeśli brak Tobie, jesteś usprawiedliwiona od A do Z!

      Usuń
  10. W kwestii przędzenia jestem totalnym laikiem, ale dzięki Tobie wiem już więcej o wełnach. Od zawsze myślałam, że jakość wełny zależy po prostu od runa, a nigdy bym nie pomyślała, że ogromna część zasług należy się sposobowi czesania. Bardzo Ci za to dziękuję :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, wełna to wanna, nie, basen pełen cudów! Gdzie sięgniesz, to coś niezwykłego wyciągniesz! Ja na razie mogę i mogę! Pytanie: jak długo to potrwa?

      Usuń
  11. Nie przędę, ale jak popatrzyłam na zdjęcia, to sobie myslę, że takie dzieło tworzenia niesie tez duzo radości (oprócz trudności):) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać powyżej, bywa piękno i bywa straszno. Pozdrawiam

      Usuń
  12. Ja to tylko wpadam w deprechę, gdy do Ciebie zaglądam. Nigdy nie będę miała takich pięknych niteczek. Bo ja to nie piorę, nie czeszę, tylko ściągam z owieczek i na kołowrotek. No nie mam ja cierpliwości. Ale chodniczki są ok z takiej siermiężnej wełenki i na razie tak musi zostać. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za posty "poglądowe"

    OdpowiedzUsuń
  13. O, teraz jesteś Pacjan! Nie mów nigdy, bo to wcale aż tak dużo cierpliwości nie trzeba (do ludzi trzeba dużo więcej niż do owiec czy runa), a runo z Twoich wrzosówek przędłam, ładnie się daje czesać i nie wiem, czy go nie szkoda na chodniczki. A swoją drogą prowadziłam właśnie ostatnio nierówną walkę o chodniczek. Okazało się, że nie takie łatwe, i teraz mam na podłodze bardziej szal niż chodniczek, chociaż owce porządne, górskie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja Aldonko wiedzę teoretyczną mikrą co prawda posiadam, ale w gruncie rzeczy jak dotykam wełny to czuję, co mi wyjdzie. I bardziej tu moje czucie, niż teoria wychodzi. Nie obawiam się eksperymentów i np. do dziś się cieszę, że ufilcowanej po praniu alpaki nie wywaliłam tylko wyczesałam na desce. Ta deska to był mój osobisty pomysł, a dziś się dowiedziałam z tego posta, że czesać można na skórze. Próbujmy, eksperymentujmy, to nie cel życia ino jego radość :)
    Bo tak naprawdę to ja tępa jestem ostatnio na nauki.

    OdpowiedzUsuń