wtorek, 24 lipca 2012

Szewiot jak letnia łąka

Opanował mnie robótkowy leń wielkoleń i nic mi się nie chce, nawet dziergać. Poza tym zauważyłam, że w chałupie oprócz zasiedziałego smoka Bałagana, zalęgły mi się tu i ówdzie małe smoczki Burdeliki, a tym przepuścić nie powinnam, więc wyganiam systematycznie. Ale wyschła mi ufarbowana czesanka, to zawsze coś fotograficznie zdjąć można, a i pretekst dobry, żeby pokazać owieczki przecudne.
Czyż owca to nie wspaniałe zwierzę: mleko daje, z którego ser można zrobić (kotlety w tej sytuacji nie wchodzą w rachubę, jeśli liczymy na nabiał), a do tego wełnę, żeby coś można było na grzbiet wciągnąć. Czyż to nie najbardziej pożyteczne i zaspokajające najwięcej potrzeb zwierzę domowe? Nie wiem, bo nie mam, ale może też da się z takim "wełniakiem" zaprzyjaźnić - wtedy oprócz wszystkich materialnych korzyści byłoby też wspaniałym sposobem na różne "psychiczne" deficyty. Po prostu boży majstersztyk!
No, w każdym razie ufarbowałam wczoraj wełnę owieczki rasy Cheviot w ilości 350 gramów.


Jak się suszyły, to w "jelitkach" wyglądały sobie tak:


Wełenka od tej owieczki kolorki chwyta koncertowo. Zasada, z mojego doświadczenia, zaczyna wyłaniać się taka, że im bardziej puszysty, sprężysty i twardawy włosek, tym lepiej "chwytliwy" dla barwników. Trochę więc wyszła "za bardzo". Ale nie mogę narzekać, bo udała mi się "spsiała" przepalona czerwień, na której mi zależało. A że ze sprężystym włoskiem tego rodzaju mam już pewne doświadczenia, wiem, że najlepiej będzie wyglądać w dubelku i taki jest plan.
A owieczki tej rasy ceniliśmy bardziej onegdaj, teraz chcemy tylko, żeby wełna "miękciusia" była. Chociaż mimo sprężystości runko wcale twarde nie jest, gdyż owieczka owa nominalnie produkuje włókienka grubości 27-33 mikronów (Bradford count: 48's-56's - cienki to ten mój dubelek chyba nie będzie), długości od 8 do 13 cm.

Oto ona w taśmie:

I w zbliżeniu, co ważne, bo tu najlepiej widać nieszczególny, naturalnie żółty kolor tej wełny.


Ale dostawczyni tej wełny jest bardzo fajna, chociaż bezroga.

Ta jest ze Szkocji. Zdjęcie:  Donald Macleod from Stornoway, Scotland
Podobno hodowana od 14. wieku na Wzgórzach Cheviot (tylko te angielskie Hills właściwie chyba by należało raczej jako góry albo pogórze tłumaczyć, ale podaję, jak wyczytałam), tyle że wtedy owieczka nie wyglądała tak jak dziś. Tkanina wełniana, zwana szewiotem, pierwotnie była produkowana z owiec tej własnie rasy, ale teraz nikt nie przywiązuje wagi ani do rasy owiec, ani do klasycznych, tradycyjnych nazw tkanin (słowo daję, jak widzę kogoś, kto para się handlem tkaninami i satynę nazywa płótnem tylko dlatego, że bawełniana, to już się niczemu nie dziwię). 
A w tej ostatniej sprawie: ze smutkiem stwierdziłam kiedyś w jakiejś rozmowie, że w naszym kraju nie ma, niestety, klasy średniej, komuna ją skutecznie wytępiła, a jak Feniks z popiołów nijak się nie potrafi odrodzić. Na co mój kolega zareagował błyskawicznie (choć teoretycznie powinien się do tej klasy zaliczyć): 
- Cóż... A co w tym kraju w ogóle ma jakąś klasę?
Żeby optymistycznie zakończyć: chyba nie jest aż tak źle.

29 komentarzy:

  1. W taśmie wełenka ślicznie wygląda taka śmietankowa, apetyczna. Chciałabym taki sweter na zimę:) Farbowanka wygląda świetnie i czekam żeby zobaczyć niteczkę w dubelku:)
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdjęciu jest lepiej niż w realu, naprawdę to jest taki szarawożółty "zasikany" kolorek, który aż się prosi o farbowanie.
      Pozdrawiam cieplutko, albo raczej chłodniutko, bo znów się zaczęły upały:)))

      Usuń
  2. och jakie przecudne kolory!! jaki ten Twój blog edukacyjny jest :D wiesz, ja bym miała prośbę - napisz mi proszę, jakich barwników używasz, bo mi coś umknęło przy przeszukiwaniu postów :) a i możesz być ze mnie dumna- dorobiłam się pierwszych odcisków na kciuku i wskazującym od moich pierwszych uprzędzonych 100 g Corriedale :D zamówiłam kolejne czesanki, może by tak się pobawić kolorami? a owieczki są cudne i da się je oswoić- moja mama za młodu karmiła jedną z butelki i potem chodziła za nią taka kuleczka jak piesek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spuchłam z dumy! Pokazuj natychmiast! I farbuj koniecznie, to jedna z najcudniejszych zabaw - wiesz, ja w dzieciństwie prawie w ogóle się nie bawiłam, a już farbki i kredki były zakazane, to sobie teraz odbijam jak złoto! Farbuję wszystkim, co mi ręce wpadnie i nadaje się do zabarwienia. Ten szewiot jest farbowany Kakadu do wełny, poprzedni merynos z bambusem Kakadu uniwersalnymi, ale farbuję też Ashford (bardzo dobre) czy Luvotexem itd. Teraz czekam na Lanscape. Kakadu bardzo lubię, bo: dobre, tanie, gama dość szeroka, a można ją rozszerzać w nieskończoność - w mieszaniu dają czasem tak zaskakujące efekty, że mi żuchwa opada, zwykle z zachwytu nie rozpaczy (co się zdarza przy Luvotexie). Gdybyś chciała farbować Kakadu, to uważaj na gotowy róż - jest toksyczny i w kolorze i w ogóle, i na gołębi szary - tylko do gara się nadaje. W ogóle przy Kakadu jest kłopot z szarością i czernią, którego to kłopotu w najmniejszym stopniu nie ma przy Ashford - tylko koszty nieporównywalne:)

      Usuń
    2. A powiedz barwniki Ashford kupujesz za granicą, czy może jest jakiś polski sklep www który ma je w ofercie?

      Usuń
    3. Nie znalazłam w Polsce. W Anglii kupiłam, przez ebay. To właściwie bez sensu - może by taki sklepik z różnymi rzeczami do farbowania i przędzenia założyć. A może taki jest, to niech się ktoś odezwie, kto taki ma. Nie znalazłam też barwników do wełny Jacquarda, ani Eurolany, ani Luvotexu, ani Landscapes. Wszystko kupowałam za granicą. Ale raczej z ciekawości i dla sprawdzenia, czy w istocie warto. Nadal jestem wielką fanką Kakadu.

      Usuń
    4. Ja farbowałam tylko durolem, do wełny kakadu też jest wszystko w e-pasmanterii fastryga, bo w mojej małej mieścinie są tylko pojedyncze barwniki, nie ma pełnej gamy, mnie. Podoba mi się jak dziewczyny farbują Jacquardem, ale ja nie mam możliwości kupowania z zagranicy, i w sumie się boję a w polskich sklepach www chętnie bym kupiła

      Usuń
    5. to ja się jeszcze raz spytam- komu dziekowac za internet? nie dość, że sobie wszystko zamówię, opłacę i pan paczkonosz mi to do domu przyniesie, to jeszcze trafię na Was- z doświadczeniem, którym się chcecie dzielić :) dzięki wielkie za wskazówki, na pewno wykorzystam ;) a moje kulfony to nie wiem, czy się nadają do pokazania, ale spróbuję ok? bo wyszła mi raczej artystyczna włóczka, teraz męczę south american- jakoś lepiej mi się kręci z niej na wrzecionie- macie doświadczenie?

      Usuń
    6. Na początku jest zawsze artyarn, chyba nie ma nikogo kto by potrafił od razu równo. Ja też początkująca jestem, south american miałam już w łapkach i jestem nią szczerze zachwycona. Podobno rewelacyjnie się tez farbuje, choć ja swoją nitkę zostawię białą.

      Usuń
    7. Ja tam wrzeciono zarzuciłam, jak tylko dorwałam się do kołowrotka, więc doświadczenie mam - szczerze - żadne. Chmurka ma świętą rację - nikt z umiejętnością przędzenia się nie rodzi i pierwsze nitki nie są równe, ale też chyba nie o to chodzi, żeby były równe, tylko żeby były nasze. A jak są nasze, pokazujemy.

      Usuń
  3. Zwróciłam uwagę,że owce te w jakiś szczególny sposób oddają cześć Najwyższemu. Uwagę skupiłam na ich "kolankach". Nawet te malutkie mają bardziej przybrudzone nóżki niż stare dewoty,na co dzień zajmujące się oczernianiem współludzi. Śliczne są owce i wiem dlaczego nie tknęłabym z nich kotleta.Szkoda tylko ,że zwierzęta te w naturalny sposób nie dostały tęczy na swoim runie:) A może i nie szkoda,bo osóbki zdolne jak Ty nie mogłyby rozwijać swoich talentów:) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Wiola, to genialny pomysł! Od razu mam ochotę pognać na jakieś pastwisko i pomalować z kierdelek. Ty sobie wyobrażasz, jak one by na trawce wyglądały? Jak bajka z bajki! Może by zorganizować taką akcję artystyczno-rozrywkową?

      Usuń
  4. sliczne kolory welenki..a owieczki slodkie..pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Łączka jest prześliczna, jej dostawczyni też :D
    Z owieczkami da się zaprzyjaźnić, więc to zwierzę idealne :)

    A jeśli chodzi o te fałszowane szewioty, mam wrażenie, że to kwestia źle pojętego, przerośniętego marketingu. To tak jak się słyszy o "zupach z torebki bez konserwantów" (a data przydatności do spożycia 3 lata jak nie więcej), albo "żeby schudnąć należy ograniczyć jedzenie tłuszczów węglowodanów i skrobi"( przecież skrobia jest węglowodanem), albo "kolagen zawarty w kremie wyśmienicie nawilża skórę" (owszem kolagen to białko, które znajduje się w skórze- właściwej przede wszystkim, ale jest to też główny składnik ścięgien, ja się pytam to to ma wspólnego z nawilżeniem). Żyjemy w czasach w których wciska się potencjalnym klientom byle kit, byleby sprzedać produkt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, to już nawet nie o to mi chodzi, tylko o to, że: rozmawiam w sprawie szczotek do gręplowania z jednym z najlepszych szczotkarzy, znaczy rzemieślników, w tym kraju, on mnie pyta po co mi to, ja na to, że do alpaki. I opada mi żuchwa, kiedy on mnie na to pyta: A co to takiego, to owca taka? Przed wojną szanującego się rzemieślnika mogło nie być na to stać, ale marzył o płaszczu z alpaki. Mógł nie wiedzieć, jak wygląda zwierz, ale doskonale wiedział, jaka ta alpaka jest w dotyku i że to jest dobre i ciepłe. I nad tym boleję! Rzemieślników zniszczono mentalnie, a nowobogacka elita do gotowania zatrudnia kucharkę nie dlatego, żeby się nie męczyć, tylko dlatego, że gotować nie umie. Prawdziwa klasa średnia doskonale gotuje, ale nie musi tego robić, musi za to umieć gotować, by sprawdzić swoją kucharkę i to, czy kitu nie wciska. Bo że PR-owcy i marketingowcy wciskają kit, to już wszyscy szczęśliwie wiemy i lepiej lub gorzej się przed tym bronimy. Takie mam egzystencjalne problemy! Chyba wyjmę te druty!

      Usuń
    2. Masz rację, no ale co poradzić, poza tym mam wrażenie, że wykształca się w nas troszkę taka bezmyślność, taki ciut analfabetyzm funkcjonalny, na zasadzie kupmy sobie produkt instant, po co umieć zrobić go od podstaw, jak jest w torebce w markecie.
      Wyjmij druty szaro buro i ponuro za oknem, wyjmij druty i nabierz śliczne kolorowe oczka ;)

      Usuń
  6. Kolory wspaniałe, wręcz idealna kompozycja. Lubię takie smakołyki :-)) Poprzeganiaj swoje smoki i smoczki, albo daj im spokój i pokaż co będzie dalej. Nie wiem co to jest dubelek- może dwie nitki? ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miód lejesz w serce moje, bo obawiałam się, że trochę za mocno mi ta wełna złapała. Tak, przez dubelek rozumiem włóczkę skręconą w dwie nitki. Chyba lepiej w naszym języku brzmi niż 2 ply? Człowiek (znaczy ja) się czasem tak posługuje bezmyślnie tymi angielskimi określeniami, bo często nie wie, jak to po polsku nazwać. Więc jak już trafiłam na słowo "dubelek" (od dubeltowego chyba), to się zachwyciłam. Mam zresztą osobistego świra na pewnym punkcie w tej sprawie, bo pół biedy, jak się człowiek posługuje angielskim określeniem, gdy polskiego brak lub nie zna. Ale ta komunistyczna przerwa w tradycji robótkowej doprowadziła do tego, że prababcia napinała, babcia napinała (firanki, dzianinę itp.), mama się nie nauczyła "dziać" (bo jeżdżenie traktorem było modniejsze), a córka i owszem nauczyła się - z amerykańskich opisów wykonania, i nagle w kraju, w którym zawsze się dzianinę napinało, teraz się ją "blokuje", chociaż to słowo nie ma żadnego związku z napinaniem i pozostawianiem do wyschnięcia. Ale się rozpisałam o osobistych świrach. Chyba mam dziś dzień narzekalski. Przepraszam. Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
    2. Sama bym tego lepiej nie ujęła! :-) Dziękuję, że mi tak pięknie odpowiedziałaś i wcale nie odebrałam tego jak narzekanie. Do dziewiarstwa wróciłam po wielu latach i nazewnictwo bardzo się zmieniło. Jeszcze niedawno nie wiedziałam co to jest 1 ply :-)) Uczę się od Ciebie i za to dziękuję. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Elusiu, ale ja go sama nie znam jak chodzi o przędzenie, a jak chodzi o dzianinę, to widzę różne określenia na jedno i to samo. Wtedy, kiedy ja bardzo dużo tłumaczyłam, przerabiane odwrotnie oczko było odwrócone, potem widziałam, że w kolejnym piśmie, które się na rynku pojawiło, nazywało się przekręcone. Dziś właściwie widać tylko przekręcone, chociaż w różnych starych książkach jest odwrócone. Ale kiedy coś niedawno tłumaczyłam, to już się nie zastanawiałam, teraz - czy mi się podobało, czy nie -pisałam "przekręcone" i już, bo tak się kobitki przyzwyczaiły. A chodzi w końcu o to, żeby było zrozumiałe. Dlatego jednego nazewnictwa nie ma i pewnie nigdy nie będzie i ja tu właściwie do powiedzenia nic w tej sprawie nie mam. A moje osobiste świry wynikają zapewne z zawodu, którym zarabiam na życie. Lubię jak słowo w miarę dokładnie opisuje czynność. Ale jeśli jest ono dla wszystkich zrozumiałe, choć dziwne, to przecież jest w porządku. Zwyczajnie się czepiam. Nie miałam dziś dobrego dnia. Jak się cieszę, że mnie tak cieplutko potraktowałaś:)))

      Usuń
  7. Śliczna Ci ta łąka wyszła. Lubię zdecydowane kolory :). A skoro zaczynasz już zaglądać za zasłonę, to może wkrótce ją uprzędziesz, bo ciekawa jestem jak się w nitce prezentować będzie :).
    A co do reklam i wciskania kitu klientom to zgadzam się z Chmurką - przy niektórych "argumentach" nie tylko ręce opadają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, chyba nie wytrzymam, chociaż z 5 deko ukręcę. Boję się, że pstrokacizna straszna wyjdzie przez tę intensywność kolorów, ale co tam - nie spróbuję, nie będę wiedziała.
      A w sprawie drugiej, bardziej mnie martwi to, że klienci wcale nie chcą się nauczyć odróżniać "kitu" od "nie-kitu", czyli to, że w niektórych "eleganckich" kawiarniach wciąż się podaje kawę "po polsku" jako kawę "po turecku" i mało kogo dziwi, że dostał zmieloną jak do ekspresu i tylko zalaną wrzątkiem. Osobiście lubię kawę po polsku i nie mam nic przeciwko niej, ale jeśli chcę kupić płótno, to przecież nie muszę przeglądać stu bel satyny tylko dlatego, że się "handlowcowi" nie chciało dowiedzieć, czym w istocie handluje. Jezu, znów mnie dopadło. Już dziś słowa nie napiszę w tej sprawie.
      Pozdrawiam serdecznie:)))

      Usuń
  8. A ja mam przeczucie, że nie wyjdzie pstrokacizna. Kolory, przynajmniej na zdjęciach, wcale nie wydają się być bardzo ostre. Owszem mocne ale nie oczojebne, więc powinno wyjść ślicznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie trochę uspokoiłaś, w końcu doświadczenia Ci nie brak. Dzięki:)

      Usuń
  9. Ach, marzę o takiej ślicznej wełnie w radosnych jasnych kolorach, a gdyby nie gryzła, to już byłabym w siódmym niebie :)) Niestety na razie nie mogę sobie pozwolić, więc chociaż znów u Ciebie oczy swe nacieszę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby Ci smutno nie było - ta będzie "gryźć",bez dwóch zdań. Dzięki, że wpadasz popatrzeć. Naprawdę się tym cieszę jak dziecko:)))

      Usuń
  10. A ja bym chciała sobie macnąć, bo jeszcze nie miałam czesanki od tej owieczki. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Kolorki są bardzo ładne i jestem ciekawa gotowej nitki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki "kudeł niepokorny", jak włosy, które nie chcą się ułożyć, chyba w przędzeniu będzie jeszcze bardziej niesforna niż Dorset Horn, dlatego z tego nawet nie myślę o singlu. Nie ma w niej bfl-owej miękkości, nie mówiąc już o merynosku, za to jest bardzo sprężysta i może być właśnie w dubelku najbardziej wydajna, jak się sprężysty skręt nałoży na tę naturalną sprężystość - znaczy: mam nadzieję, że wyciągnę z niej ile się da długości, a mimo to będzie grubaśna i puchata.

      Usuń