Nie powiem, że imponujący, ale jak na te upały i tak jest nieźle.
Po pierwsze temperatura skłania do dziergania skarpet (nic większego się nie da zrobić), a jeszcze ze dwa stopnie więcej i przejdę do dziergania czapek i rękawiczek.
Po drugie jeśli już skarpety, to niech będą jakieś inne niż zwykle.
A że Frasia i Chmurka podały mi namiary na takie zaczynane od palców, a Wiola już nawet kilka par takich wydziergała, uznałam, że jak wszyscy, to wszyscy, i... ja też.
Wygrzebałam sobie jakiś moteczek Falklanda sprzędzionego prawie rok temu (jak zwykle było tego "aż" 10 deko). Zrobiłam stópkę od paluszków według wskazanej i absolutnie idealnej instrukcji od Anonimowych Włóczkoholików stąd. Problemów z rozumieniem nijakich, wszystko jasne jak słońce.
A jeśli już robiłam od dołu do góry, to postanowiłam skorzystać z tej okoliczności i coś wrobić. Ponieważ nadal chodzi za mną Chmurczyny Puchacz, a z tyłu głowy wciąż słyszę "Uhu!", kiedy zobaczyłam sówki tu, postanowiłam podobne odrobić. Moje nici wprawdzie niezbyt jasne i niezbyt gładkie, ale popróbować można. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Tylko moje sowy są większe, wielkookie, lepiej wypasione i żyją w stadach po pięć, nie po osiem.
Na organizmie skarpetki w całości zaraz po zrobieniu wyglądały tak.
Dzięki "wspaniałej" pogodzie już półtorej godziny po praniu były suche.
Nawet sobie na tę okoliczność odświeżyłam zaszywanie zamiast zamykania oczek na drutach, żeby się dało przecisnąć piętę przez "wlot" (nie lubię, wykańczam igłą tylko, jeśli muszę).
Surowiec wyglądał tak oto, niepozornie, i miał być fraktalem:
Na metryczce było napisane, że jest tego rzekomo 275 metrów, ale - jak się okazało - to niemożliwe, bo została mi jeszcze jedna trzecia. Mogłam się pomylić o 100 metrów. Chyba więc powstaną jeszcze "osowiałe" mitenki.
A moje zasadnicze weekendowe zajęcie dało takie oto efekty:
Jaka temperatura panowała w mojej mikrokuchni, kiedy w partiach po trzy, cztery słoiki pasteryzowałam w garnku to dobro, chyba opowiadać nie muszę. Chętnie i z pełnym zrozumieniem przyjmę wyrazy współczucia, zarówno w sprawie temperatury, jak też mojej głupoty!
Zacznę od końca:) Bardzo Ci współczuję z powodu temperatury w kuchni.Głupoty nie,bo sezon ogórkowy się kończy i się postarałaś:)Skarpetki doskonałe! Czyż nie łatwy to sposób z tymi rzędami skróconymi:)?A sowę raz widziałam na oczy i miała naprawdę wielkie oczy ,ale mam nadzieję ,że nie była zdziwiona moim widokiem .Pozdrawiam i rób mitenki:)
OdpowiedzUsuńDzięki! Z mitenkami poczekam na następną falę upałów, teraz sobie metodę utrwalę.
UsuńPrzyjmij i moje najszczersze wyrazy współczucia z powodu ślęczenia nad ogórami, dżemami i innymi słoikami :) ja jeno dziś z 5 kilo jabłek ugotowałam, na jabłecznik i do naleśników starczy :) a skarpety masz że ja cierpiedolę, muszę i ja spróbować!! bo pięta, to jest coś, co nadal mnie przeraża i jakoś tak omijam wykonanie pierwszej pary skarpet ;)
OdpowiedzUsuńNo to też ładny masz wynik. Pięć kilo pomiędzy tymi brązowymi, cienkimi niteczkami? Z wrzecionem stałaś obok gara, mieszałaś i kręciłaś na zmianę?
UsuńTa pięta (i palce) są naprawdę proste. Utrwalę je sobie na jeszcze jednej parze i wracam do klasycznej pięty - lepiej się układa w podbiciu. Ale ten nowy sposób jest fajny, jeśli potrzebujesz pociągnąć jakiś wzorek koniecznie od dołu do góry, więc warto znać.
Jestem pod wrażeniem Twoich sówkowych skarpet i nawet zazdroszczę, bo ja jeszcze ani jednej pary w swoim życiu nie zrobiłam, muszę też spróbować:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Dzięki, kochana. Jeśli jeszcze nie zrobiłaś, to koniecznie zrób. To łatwa metoda:)
UsuńPozdrawiam cieplutko:)
Skarpety sówkowe extra, a co do pasteryzacji, to można w piekarniku - bezpieczniej, więcej słoików się mieści i można dziergać zamiast stać i pilnować gara:)
OdpowiedzUsuńMoże brakuje mi umiejętności, ale tej sprawie mam nieco inne zdanie, po pasteryzacji w piekarniku mam mniej więcej dwadzieścia procent niezamkniętych słoików, w wypadku przecieru pomidorowego pojawia się wbrew zasadom fizyki inne zjawisko: po pół roku pleśń w zassanych słoikach albo czernienie od góry. A odkąd zapasteryzowałam w piekarniku całą partię ogórków marynowanych "na gumowo" (po prostu za długo, a trudno upilnować w piekarniku, kiedy zaczynają się gotować), wolę stać nad garem z zegarkiem w ręku. Do piekarnika wrzucam tylko sałatki, kompoty, konfitury, powidła, chutneye i sos śliwkowy, reszta na krótko do gara, nawet dżem.
UsuńA piekarnik elektryczny masz?
OdpowiedzUsuńJeśli masz to polecam sposób na prostą i szybką pasteryzację (po kilkanaście słoików na raz). Pasteryzuję tak od lat. http://yarnandart.blogspot.com/2011/08/lato-zamkniete-w-soikach-o-przetworach.html
Mam elektryczny, ale też mam kiepskie doświadczenia z pasteryzacją w piekarniku. Chociaż akurat sałatki i owszem, wrzucam do piekarnika.
UsuńJa również składam Ci wyrazy współczucia z powodu temperatury w kuchni. Niestety nie wszystko może poczekać na chłodniejsze dni. Na szczęście ze stale rosnącą stertą prania do wyprasowania nie ma tego problemu ;)).
OdpowiedzUsuńSkarpetki z sówkami wyszły świetnie! Muszę też kiedyś spróbować zrobić skarpety tym sposobem. Piszesz o zaszywaniu oczek - a czy zamykanie oczek sposobem elastycznym nie wystarczyłoby? Zawsze tak zakańczam ściągacze i nigdy nie miałam problemu z ich rozciąganiem. Chusty zresztą też tak zakańczam i mogę je potem bez problemu pięknie ponaciągać i zblokować :).
Wiesz, ja akurat z prasowaniem mam fatalnie. Tak jak niektóre kobitki czują się zadbane, gdy mają pomalowane paznokcie, reszta nieważna, ja mam z prasowaniem - Burdeliki się dookoła mnożą, ale wszystko jest uprane i uprasowane na bieżąco, to jakieś natręctwo, które opanowało mnie z dziesięć lat temu i nie odpuściła nawet, kiedy mi padł prawy nadgarstek (nosiłam do prasowania do pralni). Przy czym nie znoszę prasować!
UsuńTo może Ty znasz jakiś bardziej elastyczny sposób elastycznego zamykania oczek? Jest gdzieś jakaś instrukcja, może ja tego nie znam, a wolałabym zamykać niż zaszywać. Trudne to zaszywanie wprawdzie nie jest, ale przy czterech drutach kłopotliwe (zaszywam prosto z drutów), zwłaszcza w początkowej fazie. Niemniej brzeg jest bardzo elastyczny.
Ja zakańczam oczka w ten sposób: http://drutpomocniczy.blogspot.com/2011/07/elastyczne-zakonczenie-robotki.html
UsuńJeśli wolisz filmik to pokazano to np. tu: http://www.youtube.com/watch?v=7K8CAspC23c&feature=related
W ten sam sposób zamykam też oczka nad ściągaczem, tyle że nad oczkami prawymi przerabiam prawe, a nad lewymi lewe (żeby się lepiej układał).
Tak właśnie zawsze kończę. Być może taki brzeg nie jest u mnie specjalnie elastyczny, bo odwracam każde oczko. Spróbuję "od tyłu" potraktować jako "jak trzeba", może okaże się, że to coś zmienia. Dla mnie różnica pomiędzy zamykaniem tak, jak w tych instrukcjach a systematycznym przerabianiem po dwa oczka jest tylko taka, że mam o jeden rząd więcej przed zamknięciem. Ale w elastyczności różnicy nie czuję.
UsuńHmm, to ciekawe. U mnie różnica w elastyczności jest wyraźna. Może faktycznie problem tkwi w innym przerabianiu oczek?
UsuńŁo ho ho, ale się kibitki rozskarpeciły! A ja nadal na moje skarpetkowe włóczki tylko pacze :-)... a one na mnie ... Usprawiedliwiam się tym, że aktualnie zajęta jestem innym dziewiarskim wyzwaniem, więc nie mogę... Twoje bardzo fajne, zachęcają do naśladowania. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBo skarpetki są malutkie i nie kładą się w upały jak koc na kolanach. Ale czapeczki i rękawiczki są jeszcze mniejsze i na jeszcze większe upały nadają się jeszcze lepiej.
UsuńBardzo dziękuję:)))
Oj pamiętam te czasy, gdy mama miała działkę i trzeba było jej pomóc to wszystko przerobić :)) Nie zazdroszczę kuchennego ukropu...
OdpowiedzUsuńA skarpetki są obłędne :)) Gratulacje :))
Bardzo dziękuję:))))
UsuńDobrze, że się ochłodziło!
Współczuję Ci temperatury w kuchni:( Ja staram się jak najmniej gotować w takie upały, ale jak mus, to mus.
OdpowiedzUsuńSkarpetki bardzo mi się podobają:)
Bardzo dziękuję:)))
UsuńSkarpetki z sóweczkami są rewelacyjne, bardzo podoba mi się ten motyw sówki, myślę że i ja sobie kiedyś taka wydłubę ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję tylu słoików, to ogrom pracy więc podziwiam :D
Wszak to pokłosie Twojej puchaczowej inspiracji. Naprawę wciąż sobie podśpiewuję to "Uhu!"
UsuńDziękuję:)))
:D a za mną chodzi teraz zając poziomka, ponieważ ślicznego pluszowego zająca dostałam na imieniny :D
UsuńO! Zajączków nie widziałam. Jeśli Ci łapki pozwalają, to rób koniecznie!
UsuńŁapkami przestałam się przejmować, bolą tak samo jak dziergam i jak nie- dziergam, więc po co się ograniczać ;) ale uczciwie przyznam, że ostatnio nieco mniej usztywnione są ( za to licho znowu wróciło do kolana) Ten mój imieninowy zając poziomka to normalny sklepowy pluszak, ale jaki słodki. A na drutach mam w tej chwili liska... i wiele innych rzeczy, jestem mistrzynią zaczynania
UsuńCałkiem jak ja! To czekam na liska, a potem na zająca poziomkę!
Usuńdobra to ja dwa slowa dodam .zapraw zadroszcze w nosie mam temperature .a te sowki na skarepcinach tez chodza za mna
OdpowiedzUsuńPrzecież też robisz przetwory, to czego tu zazdrościć.
UsuńA sówkom nie pozwól chodzić za tobą, bo jeszcze pazury zedrą, łapy schodzą, lepiej chwytaj i rób. Moje są tłustsze i nie tak eleganckie jak te oryginalne, ale jak potrzebujesz schemat, daj znać, zrobię.
niestety nie robie .mam 3 nedzne sloiki truskawek .zazdroszcze ze mozna robic bo ja nie ma z czego niestety.
UsuńByłam przekonana, że pokazałaś tylko godną reprezentację większej "drużyny". Nie ma w Anglii żadnych sadów, ogrodów? A z drugiej strony - moja naprawdę fajna pani doktor powiada, być może słusznie, że w tych czasach ona to takie rzeczy zostawia specjalistom. I nie jest to chyba takie głupie, tylko jak patrzę na słoiku, że ci specjaliści to 100 g dżemu potrafią specjalistycznie wyprodukować z 30 g owoców, to mi się trochę słabo robi na myśl, z czego pochodzi ta reszta zawartości słoika.
UsuńA ja myślałam, że przerobiłaś tę ostatnią wełenkę, bo kolory łudząco podobne.
OdpowiedzUsuńSkarpety bardzo sowie :) Ogromnie lubię projekty Kate i jak widać motywy można wykorzystać na wszystkim.
Na przetworach się nie znam, ale urobek imponujący :)
W istocie podobne, ten Falkland był zielono-różowy w krótkich odcinkach.
UsuńSówki w oryginale były, cóż, bardziej wyraziste. Nie znam Kate, inspiracją były skarpety Moniki Blattmann. Kim jest Kate? Jestem bardzo ciekawa!
Kate Davies to projektantka i wielki znawca tekstyliów. Wzór, którym inspirowała się Pani Monika pochodzi ze sweterka Kate:
OdpowiedzUsuńhttp://katedaviesdesigns.com/designs/o-w-l-s/
Dziewczyna dzieli się swoją wiedzą i propaguje miłość do wełny na blogu needled. Warto do niej zaglądać. Polecam :)
Bardzo dziękuję za podrzucenie tego linka. Nic mi nazwisko nie mówiło, ale moja sąsiadka jest nią totalnie zachwycona i pokazywała mi jej żakardy. Cudne rzeczy w istocie! Jeszcze raz bardzo dziękuję! Za chwilę niewątpliwie przejrzę jej blog do dna, do pierwszego wpisu!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę,że pomogłam. Ja również odkryłam tego bloga dzięki linkom od innych. Niech się niesie :)
Usuń